Tajemnica Cieni - rozdział 9

Rozdział IX
Kamień

   Czyli... nie nazywam się Iria?
   – Nie, zdecydowanie nie Iria. Skąd ty w ogóle wytrzasnęłaś to imię? Brzmi jak Iris, bogini tęczy. Nie znoszę tęczy. Ty z resztą też, nawet jeśli tego nie pamiętasz.
   Dwie dziewczyny siedziały na jednej z ławek na dziedzińcu różowej szkoły i rozmawiały ze sobą. Wyglądały dokładnie tak samo, nawet ubranie miały to samo i było ono równie zniszczone. Na oparciu ławki przysiadł biały ptak i skuliwszy się pod swoimi skrzydłami, wydawał świszczące dźwięki, gdy chrapał.
   – Skoro nie Iria, to jak? – zapytała jedna z dziewczyn. Ignis westchnęła i pokręciła z niedowierzaniem głową.
   – Questa, nazywasz się Questa i jesteś moją siostrą bliźniaczką, jeśli można to tak ująć.
   – Co to znaczy "można to tak ująć"? – zdumiała się Questa.
   – To skomplikowane, a ty i tak masz już zbyt namieszane w mózgu, żebym jeszcze ci to tłumaczyła. – Wstała i zaczęła krążyć w kółko przed ławką, mamrocząc coś pod nosem. Iria-Questa przyglądała jej się ze zdumieniem. – W każdym razie nazywasz się Questa i absolutnie nie jesteś wróżką, czarodziejką czy jak inaczej nazywają siebie te wszystkie skrzydlate dziewczyny.
   – Więc kim jestem?
   Ignis przystanęła i spojrzała na siostrę, zastanawiając się nad jakąś niezbyt skomplikowaną odpowiedzią. Nie chciało jej się przedstawiać całej historii życia swojej siostry, ponieważ było długie, dziwne, no i właściwie nie znała całej jej historii. Jak najlepiej określić jej funkcję w tym świecie?
   – Magiem.
   Questa wyglądała, jakby chciała o coś zapytać, ale powstrzymała się od tego. Zamiast tego pogłaskała Nixa po główce, a ten zeskoczył z oparcia ławki na jej ramię, trzepocząc skrzydłami i zaczął ćwierkać jak szalony. Ignis skrzywiła się.
   – Tak jakbym nie wiedziała. Sama nie mogę nic poradzić.
   – To ty go rozumiesz? – zdziwiła się Questa.
   – Pewnie, że go rozumiem. Ty też go rozumiesz, tylko teraz po prostu masz przytłumione zmysły. Musimy ci zwrócić pamięć i to szybko, inaczej będzie po nas wszystkich. Dobra, trzeba znaleźć Shade'a!
   – Jakiego Shade'a?
   – Naszego brata. No tak, tylko z tym będzie problem, bo nikt prócz ciebie nie ma zielonego pojęcia, co się z nim stało, a ty nie masz wspomnień. Rany, czemu to wszystko musi być tak skomplikowane?
   Ignis opadła na ławkę obok siostry i ukryła twarz w dłoniach. Questa przyglądała się jej ze zdumieniem, cały czas głaszcząc Nixa.
   – Coś się stało?
   Obie podniosły wzrok. Przed nimi stały Flora i Musa, które nie wyglądały zbyt ciekawie, całe przesiąknięte wodą. Nix zaćwierkał cicho i znów się ukrył pod skrzydłami, zaś Ignis prychnęła i spojrzała na swoje buty.
   – Tak, stało się. Ale wątpię, czy ktokolwiek będzie mógł nam w tej sytuacji pomóc. – Wypowiedziała te słowa tonem wyraźnie sugerującym, że nie chce i nie potrzebuje niczyjej pomocy, choć było zupełnie odwrotnie.
   – Shade... – powiedziała cicho Questa, jakby coś sobie przypomniała. Ignis spojrzała w jej stronę. – Zamknij cienie w kamieniu... Zniszczyć Strażników... Czas zdradziła...
   – Co?! – wykrzyknęła nagle Ignis, zrywając się na równe nogi, tak że o mało nie wpadła na nadal stojące przed nimi wróżki. – Czas... Emit zdradziła?! O nie, nie, nie! Jest gorzej niż myślałam!
   I znów zaczęła krążyć, targając sobie włosy i mamrocząc pod nosem przeróżne rzeczy pozbawione sensu, jakby próbowała pozbierać swoje myśli i nie bardzo jej to wychodziło. Nagle niebo przecięła jasna błyskawica, więc dziewczyna zatrzymała się gwałtownie. Spojrzała najpierw na kłębiące się czarne chmury a potem na siostrę. I doznała olśnienia
   – No jasne, to takie proste – powiedziała. – Dobra, potrzebuję pomocy – powiedziała do Flory i Musy, które stały zdziwione z boku, nie bardzo wiedząc, co robić. – Potrzebuję kogoś, kto namierzyłby mi środek tej całej burzy. Ale dokładnie.
   – Ale... ta burza jest ogromna – powiedziała z niepokojem Flora. – Ponoć obejmuje cały Magix i roznosi się po innych planetach. Jej środek może być gdziekolwiek, nawet w samym środku otchłani.
   – Nie, środek tej burzy jest tutaj, w Magixie – powiedziała Ignis, z niezachwianą pewnością, patrząc czarodziejce natury prosto w oczy. – Nie mam czasu, żeby zbadać całą tą planetę, więc potrzebuję wiedzieć, gdzie jest środek tej całej zamieci. Mam wrażenie, że wy dwie potraficie mi powiedzieć, gdzie to jest.
   Czarodziejki wymieniły spojrzenia i ruszyły w stronę bramy szkoły. Ignis westchnęła. Wyczuwając jej smutek, Nix przeskoczył na jej ramię i zaczął jej śpiewać do ucha coś, co brzmiało jak kołysanka. Ignis syknęła cicho, więc ptak natychmiast zamilkł i skulił się nieco. Załopotał skrzydłami i zakłapał dziobem, jakby chciał się tłumaczyć, ale Ignis skupiła się już na czym innym.
   Miała nadzieję, że jej przypuszczenia okażą się słuszne i wraz z centrum burzy, odnajdą Shade'a. Ale co jak on też nie będzie potrafił przywrócić wspomnień Queście? Potrząsnęła głową. Nie, to by było niemożliwe, był strażnikiem wszystkich jej tajemnic, powinien potrafić to zrobić. Jakiś złośliwy głosik wewnątrz niej, chciał się z nią kłócić na ten temat, twierdząc, że nikt nie mógłby znać wszystkich zagadek, samej Zagadki, ale uciszyła go i zepchnęła głęboko w otchłań swojego umysłu.
   – Jezioro Roccaluce – powiedziała Musa, podchodząc do niej i wyrywając ją z zamyślenia. – To nad nim jest środek burzy.
   – Świetnie – wykrzyknęła Ignis. – W takim razie wybieramy się nad jezioro Roccaluce. – Podeszła do Questy i pomogła jej wstać z ławki. – I to szybko, zanim znów zgubimy gdzieś Shade'a.
   – Nie możecie tam teraz iść – zaprotestowała Flora. – Wiatr wyrywa tam rośliny, błyskawice niszczą drzewa, las cierpi.
   – Więc trzeba mu pomóc, co nie? Poza tym, nie każę wam iść z nami. Nasz brat rozsiewa wokół siebie dziwaczną aurę, nikt nie chce się do niego zbliżać, chyba że jakiś desperat. Wy lepiej tu zostańcie.
   – Sugerujesz, że jesteśmy za delikatne na walkę? – spytała Muza wyzywającym tonem. Ignis uśmiechnęła się drwiąco.
   – Nie. Sugeruję, że my jesteśmy nieśmiertelne, a wy nie.
   Skończyło się jednak tym, że obie czarodziejki poleciały tam razem z nimi. Przemieniły się i miały na sobie te dziwaczne kolorowe stroje, których znaczenia Ignis nigdy nie pojmowała. Z pleców wyrastały cienkie, przezroczyste skrzydła, które mogłaby złamać jednym zaklęciem. Po co w ogóle były im potrzebne skrzydła? Wystarczyła odrobina magii, żeby samemu oderwać się od ziemi, bez żadnej pomocy.
   Sytuacja nad jeziorem rzeczywiście nie wyglądała zbyt ciekawie, choć Ignis musiała przyznać, że widywała już większe katastrofy w historii magicznego wymiaru, jak na przykład wojna Strażników, zniszczenie planety Shaab czy choćby nawet spektakularny upadek planety Domino.
   – Och nie - jęknęła Flora, łapiąc się za głowę i patrząc na stojące w ogniu drzewa, targane wiatrem.
   – Przydałaby się Stella – powiedziała cicho Musa, patrząc na zniszczenia jakie czyniła burza z płonącymi oczami. Ignis przewróciła oczami.
   – Nix – mruknęła, a biały ptak natychmiast na nią spojrzał i przyjął pozycję bojową. Dziewczyna wywinęła palcem, pokazując wir, a Nix zaćwierkał głośno i wzbił się w powietrze. Zaczął zataczać ogromne kręgi wokół ciemnych chmur, mknąc z niezwykłą prędkością, jak na tak małe stworzenie. Chmury zaczęły się przerzedzać a wiatr zasłabł, ogień zaczął wygasać, aż w końcu nie pozostała po nim nawet jedna iskra. Nix wrócił grzecznie na ramię Questy, zwinął się tam i zasnął.
   Cała czwórka wylądowała na ziemi i rozejrzała się dookoła.
   – Tutaj nikogo nie ma – powiedziała wolno Musa.
   Flora podeszła do jednego z drzew i przyłożyła dłoń do jego kory, zamykając oczy. Wiatr omiótł jej twarz i poruszył koroną drzewa. Ignis domyśliła się, że czarodziejka rozmawia z owym drzewem. Sama też skupiła się i rozesłała myśli wokół siebie, w poszukiwaniu znajomej ciemnej potęgi. Zamiast tego natknęła się na coś dziwnego.
   – Tu zdecydowanie ktoś jest! – wykrzyknęła, cofając się w stronę jeziora. Flora spojrzała w tą samą stronę co ona. Ktoś czaił się w ciemności i obserwował je. I nie miał dobrych zamiarów, bynajmniej.
   – Rośliny mi powiedziały, że gdzieś tu w pobliżu ukrywają się trzy wiedźmy – powiedziała drżącym głosem Flora. – I bije od nich niespokojna potęga, taka zimna.
   – Nie myślisz chyba, że to Trix? – zapytała Musa, ale w tej chwili przerwał jej złowrogi śmiech.
   Z ciemności wyszły trzy kobiety, które niewątpliwie były wiedźmami. Wszystkie wysokie i chude, ubrane w te uniformy wiedźm, równie dziwne co stroje wróżek. Jedna z nich, z bujną czupryną, która wyglądała, jakby oberwała jednym z piorunów trzymała w dłoniach zwinięty w kulkę szalik. Ignis wątpiła, żeby była to tylko ozdoba.
   – No proszę, proszę, kogo my tu mamy – powiedziała ta o białych włosach. Ignis zmrużyła oczy. Jej moc to na pewno lód. – Gdzie się zgubiły pozostałe małolaty? Wykruszyły się już? Och, jaka szkoda – powiedziała lodowatym tonem, mówiącym, że wcale nie jest jej szkoda, bo niby czemu?
   – Nie powinnyście siedzieć w klasztorze? – zapytała ze złością Muza.
   – A co my, zakonnice jakieś? – zadrwiła ta robiąca "piorunujące" wrażenie. Ignis nie chciała słuchać dalej tej kłótni.
   – Słuchajcie wiedźmy – przerwała im. – Nie mam pojęcia kim jesteście i prawdę mówiąc nie obchodzi mnie to. Chcę tylko jednego: oddajcie mi to.
   – Niby co? – zadrwiła wiedźma lodu.
   – Kamień! – Ignis nie była pewna, czy rzeczywiście był to kamień, ale wywnioskowała to po wielkości przedmiotu owiniętego w szalik no i z wcześniejszych słów Questy. Wiedźmy wzdrygnęły się i już wiedziała, że trafiła doskonale.
   – Moc kamienia jest nasza – odpowiedziała cicho ta stojąca z boku, w cieniu przywódczyni. – Teraz nikt nie może nas powstrzymać od przejęcia władzy nad światem.
   – Jakoś w to wątpię – odparła Ignis i wyciągnęła do nich rękę. – Oddajcie kamień, albo sama go wam wydrę.
   Ignis nie zdążyła się uchylić, gdy w jej kierunku pomknęła błyskawica czystej energii. Odrzuciło ją do tyłu, ale zdołała utrzymać równowagę i nie przewrócić się. Otrzepała płaszcz i podniosła wzrok na trójkę zdumionych wiedźm, a jej oczy zapłonęły.
   – Chcecie bawić się magią? W takim razie proszę bardzo!
   Uniosła dłoń, a nad jeziorem znów pojawiły się burzowe chmury. Powietrze przecięła błyskawica, lecąca prosto w stronę Ignis. Dziewczyna przechwyciła ją i posłała prosto w stronę wiedźm, które szybko oderwały się od ziemi, jednak ta ostatnia, trzymająca zawiniątko nie zdążyła tego zrobić dostatecznie szybko i oberwała własną magią zwróconą przeciw niej.
   Wróżki niemal natychmiast zaczęły walczyć z wiedźmami, Questa stała z boku, nie rozumiejąc co się dzieje, zaś Ignis zaczęła się panicznie rozglądać, poszukując wzrokiem kamienia. Dostrzegła leżący na ziemi zniszczony szalik, a na jego brzegu leżący czarny jak noc kamień. To musiało być to. Rzuciła się w jego stronę, ale nagle przed jej nosem wyrosła zapora z lodu.
   Ignis spojrzała w górę i zobaczyła tą samą wiedźmę, śmiejącą się złośliwie i szaleńczo. Nie miała najmniejszej ochoty na walkę, ale skoro same się o to prosiły, będą miały co chciały. Dziewczyna dotknęła lodu, zbierając z niego każdą cząstkę magii, po czym odbiła się od ziemi i znalazła tuż naprzeciw wiedźmy, która natychmiast zaczęła ją atakować gradem zaklęć.
   Ignis nie bardzo się tym przejęła, ale udawała że stara się unikać pocisków. Każde zaklęcie którym oberwała, dodawało jej tylko nowych sił i możliwości. Jeśli się walczyło z przeciwnikiem, najlepiej było zwrócić jego magię przeciw niemu. Zwalczaj ogień ogniem, a nie wodą.
   Nagle coś przemknęło jej przed nosem i trafiło w wiedźmę, która spadła na ziemię. Ignis spojrzała w dół i zobaczyła stojącą na brzegu jeziora Questę, z uniesionymi dłońmi. Sama wyglądała na zdziwioną, że udało jej się rzucić jakiś czar.
   Ignis wylądowała i znów rzuciła się w stronę kamienia, ale jego już tam nie było.
   – Ej, młoda! Tego szukasz?!
   Odwróciła się błyskawicznie i ujrzała tą najbardziej tajemniczą i cichą z wiedźm, która trzymała kryształ w dłoni i przyglądała mu się z udawaną ciekawością. Trzymała go przez rękawiczkę i bardzo uważała, żeby nie dotknął jej skóry.
   Nagle wiedźma odwróciła dłoń i otworzyła ją, wypuszczając kamień z ręki, a ten pomknął ku błękitnej tafli jeziora.
   – Nie!
   Ignis rzuciła się gwałtownie i w ostatniej chwili złapała kryształ końcówkami palców. Poczuła, jak opuszcza ją energia i zrozumiała, że kamień był obciążony śmiertelną klątwą, która była w stanie zabić nawet najpotężniejszych magów wszechświata.
   Ale nie mnie. Szybko wróciła na brzeg, czując jak coraz bardziej opuszczają ją siły. Mimo to ścisnęła klejnot w dłoniach. Wiem, że tam jesteś, Shade! pomyślała w stronę kamienia. Wyłaź stamtąd, zanim mnie wpędzisz w sen, albo coś gorszego. No dalej, wyjdź!
   Ale jej magiczna moc dalej zanikała, aż w końcu zachwiała się na nogach i upadła na ziemię. Zanim straciła przytomności i wypuściła kamień z rąk, usłyszała w głębi umysłu ciche słowa.
   Nie mogę tego zrobić, siostrzyczko. Zostało jeszcze dwadzieścia życzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz