Tajemnica Cieni - rozdział 11

Rozdział XI
Złodziejka magii

   Aichra spacerowała po parku i wpatrywała się w rozjaśnione słońcem niebo. Niedawno przestało padać a cała burza gdzieś zniknęła. I pomyśleć, że wystarczyło do tego tylko jedno proste zdanie, zajrzenie do książki i puf! - po wszystkim.
   Trochę żałowała, że nie mogła zabrać ze sobą przyjaciółki, ale ta nagle zaczęła się denerwować wynikami testów i dosłownie wszystko mogło ją wyprowadzić z równowagi. Za dużo też narzekała, a że Aichra narzekań słuchać nie lubiła, postanowiła udać się na spacer samotnie.
   Od ponad godziny krążyła wkoło, rozmawiając z Shadem z dziennika i próbując jakoś podważyć jego słowa, ale on wtedy zaczynał się z nią wykłócać i dawał takie argumenty, których podważyć nie mogła, bo w ogóle ich nie rozumiała. Czasem pisał rzeczy, jakby wyrwane z kontekstu, nie mające dla niej sensu, ale podejrzewała że musiał być roztargniony – kto by chciał, żeby jego jedyny kontakt ze światem zewnętrznym stanowił cieniutki dzienniczek?
   Może to dziwne, ale chociaż zupełnie mu nie wierzyła w pewnych kwestiach, to zaczęła go lubić. Pięć minut temu odłożyła dziennik do torby, ale jej ręce nie miały co robić i znów po niego sięgnęły.
   Ziew. Oho, ale miałem idiotyczny sen. Coś się stało?
   Jak... jak możesz ziewać na kartce?
   Normalnie, po prostu piszę „ziew” i samo wychodzi. Ale podejrzewam, że nie chcesz ze mną rozmawiać o ziewaniu. To takie nudne, że aż się chce ziewać. Mam spełnić kolejne życzenie, jaśnie pani? Przypominam, że licznik życzeń wskazuje na jakże szczęśliwą liczbę osiemnaście!
   Bardzo zabawne, pomyślała Aichra, przewracając oczami. Wtedy spostrzegła, że promienie słońca powoli ustępują z okolicy, żeby skryć się za chmurami. Co się dzieje? Przecież miało być dzisiaj słonecznie, przez cały dzień. Mówiłeś, że tak będzie.
   To magiczna burza, wyjaśnił Shade, a litery wydawały się jakieś ciemniejsze i cięższe, takie ponure. Strasznie potężna. W zwykłych okolicznościach mógłbym się jej pozbyć, ale w tej formie... cóż, niewiele mogę zrobić.
   Nagle chmura zakrywająca słońce rozstąpiła się, zrobił się w niej otwór w kształcie koła, a światło padało akurat na Aichrę, jak jakiś wielki reflektor z nieba. Dziewczyna prychnęła głośno i przeniosła się w bardziej zaciemnione miejsce.
   Nie popisuj się tak, bo cię rzucę o ziemię.
   Och, jakżebym śmiał. Przecież to by było dla mnie takie bolesne, gdybyś cisnęła moim dziennikiem o ziemię, zwłaszcza że przecież mnie w ogóle w nim nie ma.
   Nie mogła się powstrzymać i zaśmiała się cicho. Zawsze mogła mu zagrozić, że po prostu wrzuci tą książkę do jakieś rzeki, czy może morza albo oceanu, ale, jako że czytał jej myśli, od razu by przejrzał jej sztuczki, więc nie było sensu robić czegoś takiego.
   Ktoś głupszy już tak zrobił, odpowiedział Shade na niezadane pytanie. Nawet nie chcesz wiedzieć, jakie skutki zaczęły przynosić jego życzenia.
   Pewnie masz rację, odparła w myślach Aichra, myśląc o wszystkich strasznych rzeczach jakie widziała. Nie, nie chciałaby wiedzieć, jak Shade potrafi się mścić. Zaciekawiło ją za to coś innego. Ile musisz spełnić życzeń? To znaczy... nie tych moich, ale wszystkich. Ile ich miało być? Tak na samym początku?
   Dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć i pół.
   Aichra zatrzymała się i potrząsnęła głową z niedowierzaniem.
   To można mieć pół życzenia? I gdzie ci ubyła ta druga połówka do okrągłej liczby?
   To miało być niewykonalne, moja rodzina bywa wredna. Ale ja też jestem przebiegły i sobie poradziłem z tą połową. Jakiś geniusz życzył sobie, żeby nikt inny nie miał życzeń, więc w nagrodę zrobiłem tak, że tylko on nie miał. Wystarczyło jedno źle sformułowane zdanie.
   Jak rozumiem, jesteś z siebie z tego powodu bardzo zadowolony?
   O tak. Nie każdy byłby tak sprytny, żeby doszukać się takiej luki w życzeniu. Dlatego właśnie powinno się myśleć dokładnie, zanim się czegoś sobie zażyczy.
   – Jesteś okropny – powiedziała Aichra i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że wypowiedziała to na głos. Rozejrzała się, ale w pobliżu nie było nikogo, kto by zarejestrował dziwny przypadek dziewczyny rozmawiającej z książką.
   Dziękuję, ale nie musisz mi prawić tylu komplementów, słyszałem to naprawdę wiele razy. Nagle dziennik zatrząsł się jej w rękach. Czas musi się skończyć, napisał zupełnie nie na temat.
   Domyśliła się, że to jeden z tych wyrwanych z kontekstu tekstów. Miała ochotę zapytać, co to znaczy, ale znów zapewne by napisał, że tego nie pamięta i nie miał pojęcia o co mogło chodzić. Tylko że Shade jeszcze nie skończył.
   Oni są w tym samym czasie, ale ich nie widać. Trzeba ją znaleźć, bo wszystko skończy się źle. Dziewięciu wrót strzec powinno, a wrota się sypią. Śpiesz się.
   Te słowa na pewno nie były skierowane do niej. Z kim on wtedy rozmawiał, jeśli nie z Aichrą? Wiedźma zatrzasnęła książkę i schowała ją, zanim się ogarnął i zaczął zadawać pytania, na temat tego, co przed chwilą pisał. Niezbyt lubiła mu wtedy udzielać odpowiedzi, bo nie chciał jej nic wyjawić.
   Przeszła kawałek drogi, zastanawiając się o co właściwie mogło chodzić. Na pewno o coś ważnego, ale nie miała bladego pojęcia o co. Przeskoczyła nad kałużą pozostałą po ulewie i dopiero wtedy uświadomiła sobie coś dziwnego. Przystanęła, odwróciła się i spojrzała w wodę.
   W tafli kałuży odbijało się ciemne niebo zakryte ciemnymi chmurami. Aichra pomachała ręką nad wodą, ale nie pojawiła się ona w odbiciu. Dziewczyna pochyliła się, ale nie zauważyła swojej twarzy, nawet gdy dotykała wody już prawie nosem.
   To było podejrzane. Odsunęła się od kałuży, a potem sprawdziła następną, ale w niej także nie było jej odbicia. Spojrzała w niebo. Chmury wisiały na swoim miejscu, nie poruszały się. Wybiegła z parku i wpadła do miasta, którego ulice były podejrzanie ciche i puste. Nie powinny takie być, nawet jeśli pogoda nadal była ponura, przecież już się uspokoiło. O tej porze powinny tu być tłumy, a nie było nikogo.
   Aichra cofnęła się, kiedy przez uliczkę przemknął zimny powiew. Było coś mrocznego w tym miejscu, jakby ktoś wyssał z niego całe życie. Nie chciała tu dłużej zostawać. Ruszyła cicho ulicą, z zamiarem jak najszybszego powrotu do szkoły.
   Coś zatrzeszczało cicho, a potem rozległ się syk. Aichrze włosy stanęły dęba i odruchowo sięgnęła wokół siebie dodatkowym zmysłem, poszukując magii, którą mogłaby się obronić. I aż się zachłysnęła, gdy wszędzie wokół siebie wyczuła tłoczącą się i niemal duszącą ją energię. Ogromna burza naprawdę była magiczna, ale Aichra nie spodziewała się, że aż tak potężna.
   – ...i masz mi donosić o wszystkim, czego się dowiesz – dobiegł zza zakrętu okrutny kobiecy głos, jaki zwykle posiadają wiedźmy. Aichra rozejrzała się szybko dookoła i ukryła w jednej z ciemnych uliczek.
   – Oczywiście, pani – dobiegła odpowiedź mężczyzny. Ten głos był taki głęboki i piękny... Aichra pokręciła głową, przywracając swój umysł do porządku. Przecież nie mogła teraz myśleć o randkach i to na dodatek tylko dlatego, że spodobał się jej czyjś głos.
   Ostrożnie wyjrzała zza ściany i nagle w jej myślach pojawił się kolejny powód do rozmyślania o miłosnych amorach. Ten mężczyzna był wprost przecudny! Wyglądał jak anioł, który zstąpił z nieba by olśnić wszystkich swym blaskiem. I to nie tylko ze względu na swą urodę. Jego plecy zdobiły bowiem podwójne lśniące pierzaste skrzydła, które były czarne niczym noc i połyskiwały w świetle odcieniami granatu i fioletu.
   Obok niego szła kobieta, wysoka i smukła, ubrana w suknię doskonale pasującą kolorystycznie pod skrzydła towarzysza. Bogato zdobiona z dołem tak szerokim, że ciągnął się za nią po ziemi, czyszcząc chodnik aż do połysku.
   – Jeszcze jedna taka wpadka i was zniszczę – powiedziała spokojnie kobieta, ale w jej oczach była tak ognista furia, że Aichra szybko schowała się z powrotem i zaczęła wycofywać bardziej w głąb uliczki. – Słyszałeś co się stało? Lord ma szczęście, że jeszcze żyje. Kiedy mówię, że na kogoś powinno się uważać, chyba powinniście uważać! Nie ma siły we wszechświecie, której nie dałoby się złamać.
   – Nie martw się, o wielka pani, już niedługo to ty zostaniesz jedyną władczynią całej wieczności i nieskończoności i nikt cię nie powstrzyma.
   – Czy ty choć przez chwilę mnie słuchałeś? – oburzyła się nagle kobieta i  Aichra dosłyszała uderzenie. Była pewna, że ktoś został spoliczkowany, prawdopodobnie skrzydlaty mężczyzna. – Och, Vier, Vier, rozumu to ty nie masz za dużo, prawda? Ja mówiłam o nas. Nawet jeśli mamy wielką moc, nadal są inne siły, które są w stanie ją zdusić. Więc co trzeba najpierw zrobić, półgłówku?
   – Pozbyć się ich. Zdusić, ścisnąć, zniwelować.
   – Po cichu – dodała kobieta złowrogo. – Dlatego polecisz mi teraz na tą przeklętą planetę i przyniesiesz kamień anty-magiczny. Nie dam mojej rodzinie tej satysfakcji. A potem...
   – Zniszczyć, o wielka pani, złodziejki mocy?
   – Możesz, ale zemsta należy do Lorda i nie zapominaj o tym. Tylko ani mi się waż do którejś z nich zbytnio zbliżyć! Są przeciwnicy, z którymi należy się liczyć! Pamiętaj, że one, jak my wszyscy, są nieśmiertelne.
   – Nie uciekną mi. Mnie nikt nie ucieka.
   Po plecach Aichry przebiegł dreszcz. Była już prawie na końcu zaułka i była gotowa skręcić w bok i pognać gdziekolwiek, byle by nie pozostać tutaj. Ale coś musiało ją zdradzić, bo nagle w wylocie pojawiła się wielka postać, przysłaniając swoją sylwetką reszki światła.
   Aichra nie zamierzała na niego więcej patrzeć. Skręciła w jedną z boczną uliczkę i pobiegła przed siebie, a jej buty uderzały głośno w kamienie, gdy uciekała, nie wiedząc nawet dokąd.
   Świst przeciął powietrze i potężny podmuch zbił Aichrę z nóg. Upadła twarzą na ziemię, kalecząc sobie ręce o ostre kamienie. Poderwała się szybko na nogi, słysząc za sobą powolne kroki. Mężczyzna zbliżał się do niej powoli i dumnie, jakby miał do wykorzystania cały czas świata. Kobieta gdzieś wyparowała i może tak było lepiej.
   Uniósł głowę i pociągnął nosem, węsząc. Aichra widywała już robiące to stwory. Wiedziała, że w ten sposób wyczuwają magię. Więc jakim cudem wyczuł ją? Ona nie miała w sobie ani krzty mocy magicznej. Mężczyzna skrzywił się i machnął skrzydłami, tworząc wiatr, który posłał Aichrę na drugą stronę ulicy. Tylko cudem utrzymała równowagę.
   – Czuć cię śmiercią – warknął mężczyzna, pokazując wypolerowane kły, które miał zamiast zębów, a Aichra nagle przestała go uważać, za pięknego. – Pomagasz mu. Gdzie on jest?
   Aichra przez chwilę nie miała pojęcia o co chodzi, a potem otworzyła szerzej oczy. Dziennik! No jasne. Czyżby to właśnie jego wyczuł ten stwór? Cofnęła się o krok, gdy mężczyzna jeszcze bardziej się zbliżył.
   – Śmiertelniczka pomagająca Twórcy, to dopiero ciekawe – odezwał się znów stwór i zaśmiał się cicho. – Mała, urocza dziewczynka. Wydaj mi go, a nie zrobię ci krzywdy.
   – Spadaj! Nie współpracuję ze skrzydlatymi wariatami! – warknęła Aichra, próbując udawać odważną, choć w głębi duszy bała się, jak nigdy wcześniej. Mężczyzna warknął.
   – A więc giń!
   I rzucił się na nią z pazurami, sycząc gniewnie i rozkładając skrzydła tak szeroko, że odcięły Aichrze dostęp nawet do tej resztki światła, które padało spomiędzy chmur. Dziewczyna odskoczyła, ale nie dość szybko, by uniknąć ciosu. Jęknęła i złapała się za ramię, gdy z dwóch ran ciętych zaczęła lecieć krew. Zakręciło jej się w głowie.
   Przed oczami przeleciał jej kawałek kolorowego materiału. Spojrzała w dół i zobaczyła, że końcówka jej szalika jest odcięta i poszarpana. Jej ulubionego szalika, który był ostatnim prezentem od taty. Rozzłościło ją to.
   Uskoczyła błyskawicznie przed kolejnym ciosem i rozesłała zmysły wokół siebie. Nie obchodziło jej, że za każdym razem, gdy ściągała do siebie cudzą magię działy się wypadki. Wraz z jednym oddechem zebrała jak najwięcej energii z powietrza wokół siebie i w rozbłysku cisnęła całą tą siłą w skrzydlatego stwora.
   Miała nadzieję, że ten padnie na ziemię i zacznie błagać o litość, albo poczuje się przestraszony i pokonany odleci gdzieś daleko. Naprawdę chciała, by tak się stało. Ale stwór tylko się odsunął z drogi zaklęciu, a kula magii jakby blakła, kiedy mknęła w jego kierunku. Gdy znalazła się tuż obok niego, nagle rozpadła się w pył.
   Zaśmiał się cicho i groźnie, a Aichra pobladła. Był... był niewrażliwy na magię. Jak to w ogóle było możliwe? Odwróciła się i ponownie rzuciła do ucieczki. Tym razem stwór wydawał się tym zdziwiony, bo nie poleciał od razu za nią. Sięgnęła do torby i znowu wyciągnęła dziennik. Tym razem nie wypowiedziała żadnej formułki, po prostu posłała w jego stronę bliżej nieokreślone pragnienie. Ale i tak dostała odpowiedź. Nagle otoczyła ją świetlista bańka – tarcza. Nadal biegnąc, otworzyła książeczkę.
   Nie mogę ci bardziej pomóc. Shade od razu zaczął pisać, litery były koślawe i ledwo czytelne. Ale radzę ci uciekać najdalej jak się da. Nie pokonasz go.
   – Czemu? Kto to w ogóle jest?!
   Wspominałem o nim. To Vier. Jest w stanie wysysać magię ze świata dookoła niego, coś jak ty. Tylko że on jeszcze z pomocą dotyku jest w stanie wyssać z każdego życie, więc moja rada brzmi, żebyś nie pozwoliła mu się dotknąć. A to skaleczenie to lepiej szybko opatrz. Jego pazury i kły są trujące.
   – Ty mi je ulecz! – warknęła Aichra – W życiu nikomu nie uda mi się tego wytłumaczyć! O ile w ogóle dzisiaj ujdę z życiem!
   Marnujesz życzenia, ale jeśli naprawdę tego chcesz, to proszę bardzo. Całe ciało Aichry nagle zalała energia, a rany na ramieniu zaczęły szczypać tak bardzo, że aż syknęła. Spojrzała na nie i zobaczyła tylko blizny, które i tak już znikały. Zostało ci szesnaście. Jeszcze coś? Wydawał się rozdrażniony.
   – Nie możesz mnie przenieść gdzieś indziej?
   W tej chwili na ulicy przed nią wylądował Vier i zaczął ciąć pazurami jej barierę, której blask zaczął przygasać. Dziennik w jej rękach zadrżał, a ona odwróciła się i zaczęła szukać innej drogi ucieczki.
   Mógłbym, ale nawet ja potrzebuję przerwy. Nie jestem w stanie naraz zużyć wielkiej ilości mocy z miejsca gdzie jestem, a właśnie spełniłem trzy życzenia pod rząd i to wcale nie błahe, jak ci się wydaje. W tej chwili są tylko dwa miejsca na całym wszechświecie, w które dałbym radę cię teleportować i wątpię, by którekolwiek ci się spodobało.
   – Nic cię już nie jest w stanie uratować – warknął zza tarczy Vier, wpatrując się w nią oczami płonącymi chęcią mordu i zbliżając powoli, z gracją bezlitosnego drapieżnika. – Zaraz zginiesz, mała magiczko! Chyba że mi oddasz tą książeczkę, którą trzymasz. Po co ci to? Może ci się wydawać, że go rozumiesz, ale dla niego nic nie znaczysz. Twórcy nie troszczą się o nikogo. Stworzyli sobie cały świat do zabawy i nie obchodzą ich żadne żywe istoty. Dla nich wszyscy jesteśmy tylko marionetkami.
   Mam ochotę wyparować mu uśmiech z twarzy, napisał Shade, najwyraźniej słysząc słowa potwora przez Aichrę. Dziewczyna wysłała mu nieme pytanie. Dobra, to prawda, na początku stworzyliśmy sobie świat bo nam się nudziło. Ale te jego słowa to zwykłe kłamstwa. Gdybyśmy nie mieli żadnych uczuć, jak on najwyraźniej uważa, nikt takich by nie miał i wszystko byłoby szare i zimne. Gdybyśmy chcieli zniszczyć całą ludzkość, już dawno by jej nie było. Jeśli byłabyś tak miła, to przekaż mu, że gdy tylko Emit dostanie to czego chce, pozbędzie się go. Pozbędzie się ich wszystkich. Ona nie lubi się dzielić swoją własnością, nawet jeśli zdobyli ją dla niej inni.
   Aichra zawahała się, ale powtórzyła słowa zapisane na kartce. Vier zasyczał głośno i znów ciął przez jej magiczną tarczę. Dziewczyna wyczuła, że zaczyna słabnąć i odruchowo ściągnęła do siebie magię z otoczenia, by wzmocnić barierę. Zdumiona mina potwora, który się cofnął, powiadomiła ją, że nieświadomie zaczęła wysysać też magię, którą on zgromadził.
   – Złodziejka magii – warknął, jakby to było najobraźliwsze określenie, jakie przyszło mu do głowy.    A potem zaatakował wściekle z rozwścieczoną miną i było tylko kwestią minut, kiedy przebije się przez jej bezpieczny bąbel magii.
   To gdzie mógłbyś mnie przenieść? zapytała z rozpaczą Shade'a. Chyba wszystko może być lepsze od dania się posiekać na kawałki przez wściekłego szaleńca!
   Do miejsc, z którymi mam połączenie, pojawiły się czarne, koślawe litery, pisane naprawdę szybko. Do wymiaru, w którym zostałem zamknięty, gdzie prawdopodobnie zmienisz się w górkę popiołu, ale też do miejsca, gdzie obecnie znajduje się klucz, otwierający bramy owego wymiaru. Tyle że nie jestem pewien, gdzie dokładnie to jest. Nie mogę wykluczyć, że nie wpadniesz w jakieś bagno czy nie spadniesz z urwiska, albo nie trafisz w jakieś straszne miejsce.
   Dobra! Wybieram tą drugą opcję! Wszędzie może być lepiej niż tutaj! Przenieś mnie!
   W tej chwili bariera rozpadła się, sypiąc iskrami na wszystkie strony. Aichra cofnęła się gwałtownie, gdy stwór skoczył na nią po raz kolejny ze szponami, gotowy rozedrzeć jej gardło. Cofała się coraz szybciej, ale Vier był tylko bardziej rozbawiony. Potknęła się na jakiś kamień i zaczęła upadać na ziemię, a stwór zakrzyknął tryumfalnie i zamachnął się pazurami.
    Pochłonęło ją światło jasne jak słońce i nagle znalazła się w zupełnie innym miejscu. Zamiast spaść na twardy bruk ulicy, upadła plecami na trawę, co jednak i tak zabolało. Nad nią rozciągało się ciemne od chmur niebo, przysłonięte częściowo zielono-złotymi koronami drzew.
   Ktoś pochylił się nad nią, ale Aichra widziała tylko czarną plamę na tle nieba.
   – Pewnie, brakowało nam jeszcze jednej rannej – odezwał się ktoś drwiącym głosem. Mówił coś jeszcze, ale dziewczyna już go nie słyszała, tylko osunęła się w stan błogiej nieświadomości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz