Obrońcy Światła

Rozdział XVIII


Demony Wewnątrz



— To największa głupota, o jakiej słyszałem — prychnął Strażnik, siedząc na trawie i udając, że zawiązuje sznurówki, bo jego widmowe buty po prostu ich nie posiadały. Robił to w tylko sobie znanym celu. — To nie jest odwaga, tylko zwykła głupota. Atakować demony o takiej godzinie i to po przespaniu tylko chwili. Przecież ty padniesz, zanim choćby dotrzemy do drzwi.

— Ależ skąd — zaprzeczyła Ignea, przyglądając się buteleczce trzymanej w palcach. — Zobacz. Zakosiłam to z domu, było tego pełno w piwnicy. Założę się, że tata tego używał, kiedy... ekhem... nieważne. — Odkaszlnęła. Nie miała ochoty teraz rozmawiać o swojej rodzinie. Szybko zmieniła temat: — W każdym razie to eliksir dodający siły. Wiesz, coś takiego, żeby nie chciało się spać. Co prawda od tego może mi stanąć serce, ale kto ryzykuje, nie zyskuje. Co nie?

— Nie jestem pewien... — zaczął duch, ale Ignea już odkorkowała i wypiła jednym haustem zawartość naczynia. Skrzywiła się. Napój nie smakował najlepiej, był jeszcze bardziej słodki, niż wszystkie jagody razem wzięte, które podjadała podczas podróży. Odczekała chwilę, ale nie poczuła absolutnie niczego.

Obrońcy Światła

Rozdział XVII


Świątynia nie do końca Umarłych



Thinowi udało się naprawić choć część szkód, jakie wyrządziła błyskawica i ogień. Wóz nie odzyskał co prawda spalonych dawno ścian, ale diablikowi udało się ocalić czwarte koło i na nowo je dokręcić. Postanowił zostawić na miejscu wypadku oderwany sufit, w końcu na nic już nie mógł się przydać.

Wśród rzeczy rozrzuconych po trawie znalazł torbę Ignei a w niej dwie latające deski, które dziewczyna jakimś cudem złożyła jak kartki papieru, nie niszcząc ich. Jak to zrobiła bez jego wiedzy i pomocy – nie chciał na razie tego wiedzieć. Udało mu się je cudem zamontować przy wozie, tak, żeby zadziałały jako napęd i powoli ruszyli przed siebie.

Okazało się, że gdy już się rozjaśniło, Ariv rozpoznał okolicę i wiedział, dokąd powinni jechać, więc co jakiś czas dawał Thinowi wskazówki, gdzie powinni skręcić. Kayl siedział skulony przy boku brata, próbując zrozumieć, jak działa wyłączony telefon. Vol i Ignea spali, albo też udawali, że to robią. Oboje wyglądali tak tragicznie, że Vol zaczynał się cieszyć z faktu, iż jedyna magia, na której się zna, nie jest zbyt potężna.

Obrońcy Światła

Rozdział XVI


Zerwanie Przymierza



Kiedy Thin skończył naprawianie wozu, nastała już noc, a wszystko pokryły ponure, ale na całe szczęście zwyczajne, cienie. Ignea uważała, że mogliby pojechać i tą zniszczoną wersją powozu. Sama widywała, jak jej brat prowadził ten złom, kiedy miał tylko podłogę i dwa zamiast czterech kół. A teraz kuzyn naprawił podziurawione ściany i dorobił sufit.

– Dlaczego nie możecie mieć po prostu samochodów? – zapytał Vol, próbując usiąść wygodnie na drewnianej ławce, ale nie szło mu to zbyt dobrze. – Nie musielibyście naprawiać jakichś drewnianych wygryzionych przez korniki części, tracić czasu na wołanie wilków, zaprzęganie ich... Kto w ogóle zaprzęga wilki?

– Fiorzy – odpowiedziała mu po prostu Ignea, która nie męczyła się z ławką i usiadła na podłodze, krzyżując nogi. – Ludzie zaprzęgali zawsze konie albo psy. Wilki są lepsze. Są szybsze, sprytniejsze i trudno je przestraszyć. A w razie czego mogą całą watahą zagryźć wrogów na śmierć! Co prawda też strasznie dużo marudzą, ale to da się przeboleć.