Tajemnica Cieni - rozdział 10

Rozdział X
Szpiedzy

   Darcy nienawidziła przegrywać. Znała to uczucie doskonale i miała go serdecznie dość. Nie zamierzała kolejny raz dać się wykiwać w walce o władzę jakimś kolorowo ubranym i słodko wyglądającym laleczkom.
   Skoro ona nie mogła mieć mocy kamienia, to nikt inny też nie powinien jej posiadać, tak brzmiały jej zasady, a kto się do nich nie stosował z własnej woli... No cóż, zawsze można było mu narzucić wolę potężnej wiedźmy.
   Była wściekła, że kamień nie uległ zniszczeniu. Mało tego, zawarta w nim klątwa, chociaż potężna, nie zabiła tej wrednej wróżki. Gdy Darcy uciekała przed ostrzałem pozostałych wróżek, próbując dogonić siostry, dostrzegła wyraźnie, że ta ostatnia, choć ledwo trzyma się na nogach, to jeszcze stoi.
   A od niej wypływała jakaś dziwna energia. Próbowała zmusić kamień do współpracy i co gorsza, mogło jej się to udać. Jakim cudem wróżce mogło udać się coś, co nie udało się wiedźmie? Przecież ten kamień miał w sobie pokłady czarnej magii, powinien być wierny ciemnej stronie!
   A na dodatek Darcy zgubiła gdzieś resztę. Z początku próbowała iść śladem, który zostawiła za sobą Stormy, czyli szlakiem powyłamywanych i płonących drzew, które oberwały piorunami, ale niedługo później, zlał się on ze zniszczeniami poczynionymi przez burzę roztaczającą się nad Magix.
   Icy nawet nie próbowała zostawiać za sobą śladów, ale kierowała się jakąś odmianą lodowego kompasu, więc przez długi moment Darcy śledziła ją, wychwytując z powietrza pozostałości ciemnej energii wiedźmy. Ale ta szybko zaniknęła stłumiona przez siłę magicznej wichury.
   Głupia burza! Utrudniała dosłownie wszystko. Nie dość że przeszkadzała w fizycznym podróżowaniu i skupieniu myśli, to jeszcze Darcy czuła, jak wywraca jej magiczne moce. Nie rozumiała w jaki sposób, ale nie chciała się tego dowiadywać i postanowiła powstrzymać się od używania magii, póki nie opuści pobliża środka tej przeklętej zawieruchy.
   Tak więc ruszyła przed siebie, mamrocząc pod nosem przekleństwa. Nie te magiczne, po prostu mówiła brzydkie słowa, żeby umilić sobie jakoś czas, tak jakby w jakikolwiek sposób mogło jej to pomóc. Nie miała pojęcia, dokąd się kieruje, po prostu kroczyła, żeby trafić dokądkolwiek.
   Może zawiódł ją tam jakiś tajemniczy zmysł, który bardzo pragnął zemsty, a może po prostu miała szczęście. Między ciemnymi liśćmi drzew zamigotał róż. Nic naturalnego nie mogło mieć takiego koloru, a w całym Magixie tylko jedno miejsce tak wyglądało.
   Darcy rozejrzała się dookoła, ale w pobliżu nikogo nie było. Mało kto odważyłby się wyjść w taką pogodę. Wiedźma ostrożnie podeszła bliżej, chowając się w cieniu drzew. Wyraźnie czuła zbliżającą się aurę bariery szkoły wróżek, pulsującą w powietrzu. Ta bariera w jakiś sposób osłabiała energię burzy. Gdyby Darcy dostała się do wewnątrz, mogłaby użyć swojej mocy.
   Tyle że żeby się tam dostać i tak musiała jej użyć. Przecież nawet jeśli udałoby się jej przekroczyć barierę i tak na pewno ktoś ją zauważy. A może...
   Spojrzała jeszcze raz na szkołę i wytężyła wzrok. W panującej ciemności trudno było dojrzeć coś dokładniej, i - o ile się nie pomyliła, a to zdarzało się rzadko - dziedziniec był całkowicie pusty. W oknach też nie było nikogo widać, ale to akurat nic nie znaczyło.
   Wzięła głęboki oddech i rzuciła się biegiem w stronę szkoły, osłaniając twarz przed wiatrem i przed rozpoznaniem. Miała też wielką nadzieję, że jej przypuszczenia są słuszne i przez tą całą burzę uda jej się przedostać przez barierę. Gdy była kilka kroków od wejścia, wszystkie jej zmysły krzyknęły. Zacisnęła powieki, spodziewając się poważnego zderzenia, ale mimo to nie zatrzymała się.
   Biegła dalej. Wrota szkoły otworzyły się przed nią same z siebie, a ona zdołała wyhamować dopiero na środku dziedzińca. Szybko sięgnęła po swoją magię, rozglądając się nerwowo dookoła. W jednej chwili ogarnęła ją mgiełka mocy i z przerażającej wiedźmy przemieniła się w przerażoną wróżkę. Taką w każdym razie miała nadzieję, bo sama nie mogła zobaczyć swego przebrania. Iluzje działały na wszystkich, prócz niej.
   Nie spodziewała się, że wtargnięcie na teren szkoły pozostanie niezauważone, nawet jeśli bariera ją przepuściła i miała rację. Ledwie się zmieniła, a na zewnątrz przez główne wyjście wypadła niewielka gromada wróżek, zapewne oczekując walki. Wszystkie miały na sobie te mdlące kolorowe stroje i błyszczące skrzydła, od których otoczenie pojaśniało trzykrotnie.
   Wyglądały na wymęczone i Darcy pomyślała, że nie tylko je napotkały trudności związane z pogodą. Stroje czarodziejek były postrzępione i pobrudzone, niektóre miały siniaki na ciele, jedna wyglądała, jakby nic nie widziała przez zapuchnięte oczy. Wiedźma rozejrzała się, ale nigdzie nie dostrzegała ani jednej z Winx czy choćby tych podejrzanych wróżek znad jeziora.
   Przed grupkę wystąpiła jedna ze starszych czarodziejek, której wyraźnie życie nie sprzyjało. Rude włosy, które kojarzyły się Darcy z Bloom, jak zawsze, sterczały we wszystkie strony. Strój był tak poszarpany, że prawie już go nie było. W jej oczach płonął ogień, co nie podobało się Darcy.
   – Kim jesteś? – zapytała wróżka wojowniczym tonem. Darcy wahała się przez chwilę, czy odpowiedzieć jej równie ostro, czy raczej zagrać przerażoną wróżkę. Uznała, że to drugie będzie lepsze w tej sytuacji i objęła się rękoma.
   – Jestem Villia – wyjąkała, wymyślając naprędce jakieś imię, które mogłaby zapamiętać i zatrzęsła się, dla lepszego efektu. Kilka czarodziejek westchnęło współczująco – Ja... ja jestem z Ziemi, koleżanka mi powiedziała, że... że mam moc i powinnam się tutaj przenieść, ale... z-zgubiłam się. Cz-czy ja...
   Nie dały jej dokończyć i może lepiej, bo Darcy i tak nie była pewna co chciała powiedzieć. Nagle zatonęła w uścisku kilkunastu wróżek. Miała ochotę odepchnąć je wszystkie od siebie i zabić, ale nie zamierzała w tak banalny sposób zniszczyć swojej przykrywki, więc zdusiła swoją niechęć głęboko w sobie i westchnęła cicho. Kiedyś zauważyła, że wróżki bardzo często wzdychają nostalgicznie, co było pozbawione większego sensu, ale zadziałało, bo uścisk dziewczyn stał się mocniejszy.
   W końcu ją wypuściły i udało jej się złapać oddech. Niemal wszystkie wróżki były radosne, jakby nagle zniknął cały świat i istniała tylko nowa uczennica. Niemal. Ta, którą ją jakże przyjaźnie powitała, nadal patrzyła na nią podejrzliwie i z niechęcią.
   – Miło – powiedziała, choć jej ton mówił zupełnie coś innego. Darcy pomyślała, że ta dziewczyna byłaby świetną wiedźmą, gdyby nie zdecydowała się być wróżką – Ja jestem Amaryl. Jak ona coś rozwali, to będzie wasza wina – warknęła w stronę reszty wróżek, które patrzyły na nią z błaganiem.  A potem po prostu się odwróciła i dumnym krokiem zniknęła za szkolnymi wrotami.
   Wróżki od razu porwały Darcy ze sobą, mówiąc, że wygląda koszmarnie, niemal jak wiedźma i powinna popracować nad wyglądem. Nie zaprotestowała, ale zaśmiała się duchu nad myślą, jak blisko prawdy były te wróżki. Widocznie zaklęcie iluzyjne nie działało tak dobrze jak powinno, skoro nie wyglądała ładnie, ale tak było lepiej. Gdyby wyszła z burzy świecąc się bez ani jednej skazy, byłoby to podejrzane.
   Dziewczyny które ją prowadziły były tak podekscytowane i zajęte sobą, że nawet nie zauważyły, kiedy Darcy wyślizgnęła się z ich uścisku i została w tyle. Wiedźma podejrzewała, że minie naprawdę dużo czasu, zanim zauważą jej brak w towarzystwie. A wtedy powie im po prostu, że zatrzymała się żeby popodziwiać szkołę i się zgubiła.
   Przemknęła korytarzem rozglądając się uważnie dookoła i rozsyłając dookoła siebie zmysły, w poszukiwaniu potężnych energii. Zwykle potrafiła to robić tylko na niewielkie odległości, ale kiedy zrobiła to tym razem, zatrzymała się zdumiona. Sięgała swoimi zmysłami wiele, wiele dalej niż zwykle.
   Spojrzała w górę, na sklepienie, jakby to mogło jej wyjaśnić całą sytuację. Burza. Już dawno Darcy wyczuła, że ta burza targa całą magiczną energią, ale nie podejrzewała, że może ją to wzmocnić. Bała się wykrzywienia swojej mocy, może nawet jej utraty, ale nigdy nie wielokrotnego zwiększenia jej.
   Obok niej, korytarzem przebiegł jakiś chłopak, co natychmiast przewróciło ją do rzeczywistości. Przebiegła swoimi zmysłami po szkole i wyczuła silną mroczną energię, której w tym miejscu być nie powinno. Wokół niej wirowało kilkanaście innych aur magicznych, ale przy tej ciemnej, wydawały się malutkie i stłumione. Po co się nimi przejmować?
   Darcy ruszyła w kierunku, z którego dochodziło do niej uczucie mrocznej energii. Jednocześnie idąc odmieniła swoją iluzję, tak by wyglądać porządniej. Nie mogła wyglądać zbyt podejrzanie, gdyby ktoś ją przyłapał na myszkowaniu po szkole.
   Dotarła do skrzydła szpitalnego. Poważnie? Kto trzyma magiczne artefakty w skrzydle szpitalnym? Podeszła ostrożnie do drzwi i przyłożyła do nich ucho. W środku trwała jakaś zawzięta dyskusja. Darcy znała kilka z tych głosów.
   – …się nikomu tłumaczyć – warknęła jakaś dziewczyna. To musiała być ta znad jeziora, która zabrała kamień. – Nie proszę was o pomoc. Sama mogę to wszystko załatwić, po prostu przestańcie mi wchodzić w drogę!
   – Ale to niebezpieczne, nie możesz tam przecież iść sama – o, to na bank Flora. Darcy skrzywiła się. – Powinnyśmy się trzymać razem, pomożemy ci, tylko...
   – Tylko powiedz nam o co chodzi – przerwała jej znów czarodziejka, przedrzeźniając jej piskliwy głos. – Nie mogę! I nie chcę! Bardzo dziękuję, ale nie mam ochoty zamieniać się codziennie w kupkę popiołu! Ej, ty jesteś strażniczką od sekretów, weź im coś powiedz!
   – Ja straciłam pamięć – to był niemal ten sam głos i Darcy przez chwilę zastanawiała się, czemu dziewczyna mówi sama do siebie, aż w końcu zrozumiała, że musiał to powiedzieć ktoś inny. Ten głos był bardziej... władczy.
   – Czemu świat musi być taki pokręcony?! Dobra, dajcie mi wyjść z tego głupiego łóżka, muszę pogadać z Shadem. Niby wiem, że tam jest, ale czemu nie chce wyjść?
   – Nie możesz dotknąć kamienia! – odezwała się znów Flora – Ostatnio omal cię nie zabił! Teraz może być gorzej!
   – W jaki niby sposób? – prychnęła z pogardą dziewczyna – Jestem nieśmiertelna w pełnym tego słowa znaczeniu. Dawaj mi kamień, jak Shade spróbuje mnie zabić, to mnie popamięta.
   Wszystkie umilkły na bardzo długą chwilę. Darcy próbowała połączyć fakty, ale to co usłyszała ledwo składało jej się w całość. Pierwsze co rzuciło jej się na myśl to nieśmiertelność... nikt nigdy nie osiągnął pełnej i prawdziwej nieśmiertelności, to było przecież niemożliwe. Wiedziała to, bo kiedyś sama próbowała... Nie, ta dziewczyna musiała po prostu kłamać.
   Potem próbowała przeanalizować to, co usłyszała na temat kamienia. Ten cały Shade – to on musiał władać tym kamieniem i jego magią. Szkoda tylko, że Darcy nie miała pojęcia kim on jest. Miała wrażenie że już kiedyś słyszała to imię, ale nie pamiętała kiedy właściwie. To miało chyba jakiś związek z eliksirami... a może zaklęciami? Nie była pewna.
   Usłyszała szczebiot na korytarzu i szybko domyśliła się, że te wesołe wróżki już zauważyły jej nieobecność i zaczęły jej szukać. Nie powinny jej znaleźć akurat tutaj, to by było zbyt podejrzane. Szybko ruszyła korytarzem, najciszej jak tylko mogła.
   Wtedy coś białego rzuciło się na nią i przewróciło ją na podłogę. Zamachała rękami, starając się odpędzić, ale biały ptak usiadł na jej piersi i szarpał swoim dziobem jej włosy. Darcy z przerażeniem zauważyła, że zrywa z niej iluzję. To było jakieś przeklęte czarodziejskie zwierzę. Podniosła się gwałtownie, odpychając go magią i posyłając na drugi koniec korytarza.
   Wylądował na podłodze, bezwładny jak szmaciana lalka, ale szybko się otrząsnął i podniósł na swoje małe nóżki. Spojrzał na Darcy wojowniczo, spojrzeniem bardzo, bardzo ludzkim i nastroszył pióra, sycząc cicho. Darcy była mistrzynią iluzji i hipnozy i szybko odkryła, że zwierzak też posiada takie zdolności. 
   Zanim jednak którekolwiek z nich ponownie zaatakowało, przez korytarz przebiegła ta sama dziewczyna znad jeziora i porwała ptaka w objęcia. Mógłby kto pomyśleć, że zwierzę podrapie ją, podziobie i całkowicie zniszczy jej uroczą twarzyczkę, ale nie. Ptak tylko kłapnął na nią dziobem i odwrócił się od niej, jakby obrażony.
   – Nic ci się nie stało?
   Do Darcy podbiegła inna czarodziejka i wiedźma chwilę wodziła wzrokiem między nią i tą, która trzymała zwierzaka, bo obie wyglądały identycznie, jeśli nie liczyć ubrań, które i tak były podobne. Nie wyczuwała w powietrzu żadnej magii, więc musiały to być po prostu bliźniaczki.
   – A co się jej miało stać, żyje przecież – powiedziała lekceważąco dziewczyna, wkładając białego ptaka do kaptura swojego płaszcza, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie, a potem zwróciła się do Darcy, wpatrując się w nią wrogim spojrzeniem. – Nix cię nie polubił. Musiał mieć powód, żeby cię zaatakować.
   A potem odeszła dumnym krokiem. W połowie drogi jednak przystanęła i zmieniła kierunek. Kiedy wymijała Darcy, wiedźma była pewna że usłyszała syknięcie dochodzące z kaptura. Co to był za dziwny zwierz, że posiadał moc tak podobną do jej własnej?
   – Przepraszam za siostrę. I za Nixa – powiedziała ta druga, która została. Otrzepała Darcy ramię, jakby było z czego. – Oboje są bardzo wybuchowi. Czasem mam wrażenie, że nie lubią nikogo i niczego. No, w każdym razie dobrze, że nic ci nie jest, ale chyba powinnaś odwiedzić skrzydło szpitalne, tak dla pewności.
   Darcy zaprotestowała, zapewniając ją, że wszystko z nią dobrze i nic jej się nie stało. Co prawda oberwała trochę od pazurów, ale wolała się wyleczyć z tego sama. Lekarz czy pielęgniarka z pewnością by zauważyli, że coś z nią nie tak i koniec przebieranki.
   – Och, a tak właściwie jestem Questa. Znaczy tak mówi moja siostra. Ja nie pamiętam.
   Peszek. Darcy miała ochotę uśmiechnąć się złośliwie. Oj, nie powinno zdradzać się innym swoich słabości, mała naiwna wróżko. Nie powiedziała jednak tego na głos, nie była głupia. Zamiast tego objęła Questę współczująco.
   – Jeśli chcesz, mogę ci z tym pomóc. Uczyłam się trochę o hipnozie i jej leczniczych właściwościach... Zawsze możemy spróbować, co ty na to?
   Chyba jeszcze nigdy u nikogo nie widziała tak promiennego uśmiechu i już wiedziała, że Questa się zgodzi. Sama miała ochotę się zaśmiać szaleńczo, ale ograniczyła się tylko do lekkiego uśmiechu, jedynego miłego na jaki potrafiła się zebrać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz