Tajemnica Cieni - rozdział 15

Rozdział XV
Planeta spalonych kwiatów

   To była tylko chwila, rozbłysk tak jasny, że mógłby pochłonąć cały wszechświat. Musa poczuła jak jakaś potworna siła ciągnie ją w stronę ogromnej czarnej dziury dopiero co powstałej na środku polany. Zamachała rozpaczliwie kolorowymi skrzydłami, ale nawet one nie były w stanie przezwyciężyć przyciągania. Obok niej z ziemi podniosła się Flora. Jej skrzydła błysnęły magią i w jednej chwili czarodziejka natury zniknęła między drzewami.
   No tak, trzy pary skrzydeł Believix! Zupełnie o nich zapomniała, a przecież w takiej chwili rzeczywiście by się przydały. Zaraz, zaraz, które to były od naprawdę szybkiego latania? Speedix! Wystarczył moment, a Musa goniła za Florą, pragnąc jak najszybciej uciec z pola rażenia czarnej dziury. Nie wiedziała co się stało z całą resztą, nikogo nie widziała. Nawet ślad po Florze nagle się urwał. Nie czując już przyciągania, Musa zatrzymała się i wylądowała między drzewami, rozglądając się dookoła.

Tajemnica Cieni - rozdział 14

Rozdział XIV
Spowici w mrok

   – Co to było?
   Nie było trudno znaleźć resztę i wyprowadzić z powrotem na powierzchnię. Flora aż się do tego paliła, widać było, że nie przepada za podziemiami, ale chyba czarodziejce natury nie można było mieć czegoś takiego za złe. Villia krążyła po całej bibliotece, przeklinając po drodze i widać że sama chciała znaleźć Pieczęć, co jej jednak nie wyszło. Questa kuliła się, jakby zobaczyła ducha, za to Ignis ględziła głośno, gdy znów wspinały się po schodach.
   Po potężnym wstrząsie ziemi, pochyliła się nad dziurą obok posągu i spojrzała w dół.
   – Strzelam, że postanowił odblokować swoją Pieczęć – odpowiedziała na pytanie Aichry, wzruszając przy tym ramionami. – To dlatego nas wyprosił. Jak trafnie zauważył, teraz byłybyśmy rozerwane na tysiące kawałków, gdybyśmy zostały. Co w sumie niektórym by się przydało – dodała nieco złośliwie, patrząc w bok, gdzie stała Villia. Oczywiście ta ją usłyszała i się zjeżyła.
   – Co ty do mnie masz, co? Od samego początku się mnie czepiasz!
   – Zrobiłaś na mnie złe pierwsze wrażenie – stwierdziła Ignis spokojnie. – A ja kieruję się właśnie nim w ocenie innych. No i Nix cię nie lubi, a on się zna na ludziach. O ile w ogóle jesteś człowiekiem, a nie jakimś szpiegiem Emit.
   – Wypraszam sobie!
   – Nie obchodzi mnie, co ty sobie wypraszasz. Takie jest moje zdanie, a jak ci się nie podoba, to już twój problem.
    Aichra cicho cofnęła się od nich, nie chcąc wysłuchiwać tych kłótni. Stanęła pod cieniem jednego z drzew, skąd miała doskonały widok na polanę, a gdzie nikt nie dostrzegał jej, po czym otworzyła dziennik. Na pustej stronie natychmiast zaczęły się pojawiać litery.
   Przepraszam, nie zamierzałem tego robić. W ogóle nie byłem pewien, że mogę coś takiego zrobić. Ja wcale nie...
   Ty we mnie wniknąłeś! wykrzyknęła Aichra w myślach, jednocześnie zdumiona i mocno przerażona. Czuła jak szybko wali jej serce, jakby zaraz miało wyskoczyć jej z piersi. Ja to czułam, jak ty... jak ogarnia mnie mrok. To byłeś ty! JAK?!
   Cóż, są pewne sposoby, by zapanować nad cudzym ciałem, przeczytała w odpowiedzi litery skreślone jakby naprędce, nerwowo. Właściwie jest trochę więcej niż kilka tych sposobów. Ale nie przypuszczałem, że jakikolwiek zadziała. To był tylko odruch. Nie chciałem.
   Nie rób TEGO więcej! NIGDY! Jeszcze moment i wyrzuciłbyś mnie z mojego własnego ciała! A to była tylko chwila!
   Napisałem już, że nie zamierzałem tego robić. To był tylko odruch. Wybacz, ale naprawdę nie lubię tego przemądrzałego typa. Zachowuje się, jakbyśmy bez niego sobie nie poradzili, wolne żarty!
   Życzenie. To jest moje życzenie. Nigdy więcej masz we mnie nie wnikać. Nie przejmować kontroli. Nigdy, przenigdy. Spełnij je.
   Marnowanie życzenia, ale proszę bardzo. Gotowe. Masz jeszcze czternaście, tak ci się przypomnę. Jakbyś chciała jakieś ciastko, może kremówkę, to zawsze mogę...
   Nie kpij sobie ze mnie! Zatrzasnęła dziennik i schowała go do torby, nie mając ochoty dłużej ciągnąć tej rozmowy. Nadal była roztrzęsiona. W jej głowie odbijało się echo myśli istoty tak starej jak świat. Myśli mrocznych, przepełnionych bólem, strachem, gniewem, milionami lat całkowitej pustki i cienia. To było przerażające, nie dało się tego opisać słowami. Aichra zatrzęsła się, obejmując się ramionami, po czym dołączyła z powrotem do grupki, gdzie kłótnie na szczęście już ucichły, choć Ignis i Villia nadal krzyżowały między sobą mordercze spojrzenia.
   – To... co właściwie teraz robimy? – zapytała, żeby przerwać niezręczną ciszę. – Niby znalazłyśmy Pieczęć Powietrza i tego dziwnego goś... Twórcę, ale ja nadal nie rozumiem, po co to wszystko.
   – Świat stanął na głowie, próbujemy to odwrócić – oznajmiła Ignis, takim tonem jakby to było oczywiste.
   – Czemu tego po prostu tak nie zostawimy? – odezwała się Villia i po raz kolejny zarobiła wściekłe spojrzenie od Ignis. – No co? Burza nie może trwać wiecznie, w końcu się rozwieje. A czy skok naszych mocy do wysokiego poziomu jest czymś złym?
   – Tak – tym razem odpowiedział jej Oxyen, który nagle jakby wyrósł spod ziemi obok nich. Gdyby nie otaczająca go aura mocy i spojrzenie osoby żyjącej już wiele lat, można by go wziąć za zwykłego nastolatka, zauważyła Aichra. – Teraz może ci się wydawać, że jest dobrze, ale na dłuższą metę, gdy będziesz operować tak wielką mocą, do której twoje ciało i duch nie są przyzwyczajone, w końcu wyniszczy cię ona od środka. A burza wcale nie zniknie. To wymieszana magia wszystkich wymiarów, która w końcu rozsadzi cały wszechświat i cofnie go do początku początków.
    Powiedział to zupełnie zwyczajnie i spokojnie, bez żadnych emocji w głosie czy na twarzy, jakby spotykał się z czymś takim codziennie i była to dla niego norma. Było to trochę więcej niż niepokojące. To dziwak, odbiła się w głowie Aichry myśl Shade'a i dziewczyna odruchowo sięgnęła ręką do torby, ale zamarła w pół ruchu.
   – W takim razie, panie przemądrzały – odezwała się Ignis, najwyraźniej nieusatysfakcjonowana tym wywodem naukowym – dlaczego wy, prze-wielcy Twórcy, władcy całego świata czy jak tam inaczej lubicie, żeby was nazywać, nie zrobicie czegoś, żeby wrócić zwyczajową równowagę, która nie rozwali nam wszechświata?
   – Jakbym chciał zostać władcą świata, to bym założył sobie koronę i ogłosił się królem – odpowiedział bezbarwnym głosem Oxyen, ale widać było, że zirytowała go ta uwaga. – Zadziwię cię, ale nawet my nie jesteśmy w stanie ogarnąć wzrokiem wszystkiego, kiedy dzieje się tak wiele.
   – Tak wiele, to znaczy? – zaciekawiła się Musa.
   – Wszędzie już panuje chaos, nawet większy niż tutaj. Zamieszki, zbiorowe bunty, nawet rozpady niektórych społeczeństw, ze dwie planety już przestały istnieć, a to dopiero początek. Na dodatek Dust i Shina gdzieś zginęli, Shade wylądował gdzieś w zapomnianym wymiarze, Questa straciła pamięć, Emit się od nas odwróciła i wywołała ten cały chaos.
   Aichra domyśliła się, że są to imiona pozostałych Twórców, Shade kiedyś o nich wspominał.
   – A co z Flain, Vaterim i Eartem? – zapytała Ignis.
   – Cóż, oni latają po świecie i starają się go w miarę połatać. W sumie im pomagałem, dopóki nie postanowiłaś, że tak zwyczajnie zakradniesz się do mojej biblioteki i ukradniesz sobie jeden z najważniejszych artefaktów całego świata.
   – Nie gap się tak na mnie, to był pomysł Shade'a! – zaprotestowała Ignis. – No i był dobry! Gdyby nie on, nadal byście sobie latali bezsensownie, a przecież to oczywiste, że problem trzeba zniszczyć u źródła. To znaczy: Emit odpowiada za to wszystko. Trzeba ją usunąć z gry, pozbyć się, pozbawić mocy, wywalić w nieskończoną pustkę, gdzie nawet jej moc czasu jej nie pomoże!
   – Myślisz za wąsko, jak zawsze – oświadczył przemądrzałym tonem, a Ignis nie wytrzymała i walnęła go pięścią w ramię. – Au! Ja tylko mówię jak jest! No więc, to wcale nie Emit odpowiada za wszystko. Świat zaczął psuć się już wcześniej, kiedy Strażnicy się podnosili, Emit tylko to przyspieszyła. I dołączyła do nich. Wojny ze Strażnikami nigdy nie należały do łatwych, bo oni posiadają części naszych mocy i świadomości, więc wiedzą, jak się nas pozbyć na długie lata, a teraz będzie jeszcze gorzej, bo mają u boku Emit.
   – To było bardzo głupie z waszej strony, oddawać tak wielką moc komuś tak niezaufanemu – odezwała się Flora, a Oxyen skrzywił się na te słowa.
   – Pomysł akurat nie był zły, założenia takie były. Strażnicy zostali stworzeni tak, by dążyć do idealnej harmonii i równowagi świata. Sęk w tym że ludzie nie są w stanie do takiej dotrzeć i nigdy nie będą idealni, zawsze będą toczyć boje. Twórcy właściwie też, nic nie jest idealne. To było błędem. Zaszczepienie Strażnikom tej jednej myśli, którą obrócili przeciw wszystkim.
   – Jak sobie dobrze przypominam, to był twój pomysł – syknęła Ignis. Oxyen zrobił obrażoną minę.
   – To był mój pomysł, twojego kochanego brata i Emit – poprawił ją z rozdrażnieniem. – Inni co prawda też się wtrącali, ale to jednak nasza trójka o tym zadecydowała. To miał być taki pewnik lojalności.
   – Coś nie pyknęło – zadrwiła Villia.
   – Twoje przebranie też nie jest najlepszej jakości, ale jakoś się nie czepiam – syknął Oxyen, a dziewczyna pobladła momentalnie. Widocznie chciała coś powiedzieć, ale nie dał jej dojść do słowa, wracając do poprzedniego tematu – Cóż, w każdym razie tutaj sami Twórcy nie pomogą we wracaniu równowagi, bo zawsze w tej kwestii współpracowaliśmy...
   – Właśnie dlatego wolę działać solo – rzuciła drwiąco Ignis.
   – ...a ponieważ teraz jest to niemożliwe, jedynym wyjściem jest zebrać wszystkie Pieczęcie i je zmusić, by przywróciły tę równowagę – dokończył, całkowicie ignorując Ignis. – Problem jest taki, że nikt nie wie, które gdzie są i szukanie ich może zająć naprawdę dużo czasu. To znaczy, jedna osoba wiedziała, ale niestety, teraz już nie wie.
   – I się nie dowie – rozległ się ostry głos nad ich głowami. Aichrze wydał się on nieprzyjemnie znajomy. 
   Wszyscy poderwali spojrzenia, akurat gdy ogromny cień przysłonił niebo. I w jednej chwili szybko rzucili się do ucieczki, ratując się przed stratowaniem przez olbrzymiego skrzydlatego stwora. Aichra cofnęła się, omal nie wpadając na drzewo. Musa złapała Villię i Florę, odciągając je szybko z zasięgu rażenia ostrych skrzydeł. Ignis oberwała potężnym podmuchem wiatru i przeturlała się po ziemi. Questa odruchowo ukryła się za Oxyenem, który jako jedyny stał niewzruszony w tym samym miejscu i przyglądał się chłodno przybyłym, którzy wylądowali tuż przed jego nosem.
   Aichra od razu ich rozpoznała i jęknęła cicho. Trudno było nie rozpoznać kogoś, kto gonił cię przez pół miasta, żeby zabić. Spojrzenie towarzyszącej Vierowi kobiety było zimne i bezduszne. Machnęła ręką, a stojący obok niej częściowo już zniszczony pomnik Oxyena obrócił się w pył.
   – Czego tu szukasz? – zapytał sam Oxyen, a jego oczy stały się równie okrutne jak kobiety. – Nie przypominam sobie, żebym ciebie zapraszał.
   – Od razu przechodzisz do rzeczy, jak zawsze – jej głos był jednocześnie piękny i upiorny, a Aichrze kobieta nagle skojarzyła się z wampirem, który zwodzi swe ofiary pięknem, żeby wyssać z nich całe życie. – Szukałam, oczywiście, ciebie. Mam dla ciebie propozycję. Jesteś mądry i musisz wiedzieć, że ten świat prędzej czy później spotka zagłada. Kiedy to się stanie, przydałby mi się u boku ktoś zaufany, kto dałby radę zbudować nowy, lepszy świat.
   – I liczysz, że to będę ja? – w jego głosie słychać było niedowierzanie i oburzenie, że w ogóle kobieta ośmiela się coś takiego proponować.
   – Owszem, liczę. Chyba że chcesz pójść w niebyt, jak cała reszta Twórców. Przecież zawsze się dogadywaliśmy. Po co teraz się kłócić. Przyłącz się do mnie, a będziemy rządzić wiecznie.
   Uśmiech Emit mógłby przekupić nawet diabła, tak był słodki i uroczy. Nawet Aichra przez chwilę czuła pokusę, żeby przyjąć jej propozycję, choć nie była ona skierowana do niej. Ale Oxyen wcale nie wyglądał na zadowolonego i nietrudno było zgadnąć, jaką decyzję podejmie.
   W jednej chwili rozpętała się burza. W przenośni i całkiem dosłownie. Oxyen rzucił się na Emit i oboje zmienili się w ogromną poplątaną smugę kolorów, a magia zaczęła eksplodować wokół nich, gdy próbowali się nawzajem pozabijać, co właściwie nie było możliwe w tym przypadku. Świat wokół jakby pociemniał, czarne chmury zakłębiły się mocno i zagrzmiały, wskazując na zbliżającą się zawieruchę.
   Vier też rzucił się do walki. Ruszył w stronę leżącej na ziemi i pozbawionej przytomności przez drzewo Ignis, kiedy Questa zagrodziła mu drogę i jednym zręcznym zaklęciem posłała stwora na drugą stronę polany. Wstał i rycząc gniewnie rzucił się na nią, ale w tej chwili do akcji wkroczyły czarodziejki, przemienione już w swoje barwne stroje i krążąc nad polaną, zaczęły ciskać magią we Viera. Ten jednak szybko się otrząsnął, wchłonął w siebie całą moc i rozesłał ją po polanie, potężną falą.
   Aichra w ostatniej chwili wciągnęła pędzącą ku niej magię i została na równych nogach. Inni nie mieli aż tyle szczęścia i wylądowali bez świadomości na ziemi. Tylko dwaj Twórcy nadal walczyli, zwarci w czarnym iskrzącym magią kłębie, poruszając się tak szybko, że nie dało się w stanie tego uchwycić. Otaczająca ich aura była tak potworna, że sama wysysała siłę ze wszystkiego co ją otaczało. Rośliny więdły, dotąd zielona trawa stawała się żółta i zeschnięta, chmury coraz szybciej tańczyły na niebie, zawijając kręgi nad walką, jakby szykując się do stworzenia tornada, które zniszczy wszystko. Nawet Vier się krzywił, widocznie czując umykające z niego życie. Mimo to spojrzał na Aichrę złowrogo, zapewne przygotowując się do ataku.
   Dziewczyna szybko rozejrzała się dookoła, oceniając swoje szanse. Nikt jej nie pomoże, pozostała piątka już padła. Teraz została tylko ona. I Shade, uświadomiła sobie nagle. Ale nie chciała się do niego teraz zwracać o pomoc, nie po tym, jak poczuła zimne dotknięcie jego prawdziwych myśli. On był mrokiem, w którym nie chciała zatonąć.
   Magia z jej otoczenia uciekła tak szybko, że nawet nie zdążyła odetchnąć. Ale przecież on wie, że magią nie jest w stanie mnie pokonać. Przecież też potrafię ją kraść, dokładnie tak samo jak on! W takiej walce żadne z nas nie wygra. A nie, on dotykiem może mnie zabić, przypomniała sobie i przygryzła wargę. Nie może dać się mu dotknąć. Ale jak w takim razie ma go pokonać?
   Vier nie zamierzał dać jej czasu na przemyślenie tego. Jasny rozbłysk oślepił Aichrę, a podmuch skrzydeł niemal ją przewrócił. Spod przymkniętych powiek dostrzegła jak ciemny kształt rzuca się na nią. NIE DAJ SIĘ DOTKNĄĆ! 
   Błyskawicznie usunęła się z drogi, muskając tylko końcówki ostrych jak brzytwa skrzydeł. Wpadła plecami na pień drzewa i odruchowo sięgnęła po wiszącą nad jej głową gałąź, wyłamując ją. Zaczerpnęła trochę magii, kłębiącej się wokół niej i wygładziła drewno, robiąc z niego laskę, zaostrzyła oba końce. Była niemal idealnie jej wysokości.
   Stwór znów się na nią rzucił, zablokowała w ostatniej chwili cios jego potężnych łapsk, unosząc ponad siebie dopiero co zdobytą broń. Vier wyglądał na zdziwionego, przez co nie zdążył odparować ciosu Aichry, która wywinęła kijem i jego ostrym końcem przejechała po prawym skrzydle. Zawył okropnie, cofając się czym prędzej. Z rozoranego skrzydła zaczęła skapywać czarna substancja, kradnąca światło z otoczenia. Czyżby jego krew? Malująca się na jego twarzy dotąd złość, ustąpiła miejsca czystej furii. Jego oczy zalśniły czerwienią.
   To był odruch. Kiedy tylko poczuła, jak cała zebrana wokół niej w powietrzu magia ucieka, jednym zmysłem zatrzymała ją i zaczęła ciągnąć w swoją stronę, napełniając się tą czystą energią. Vier robił w tej chwili dokładnie to samo, a dziewczyna z przerażeniem zauważyła, że jego rana zasklepia się, a on sam zaczyna rosnąć. Uświadomiwszy to sobie, zaczęła jeszcze mocniej przyciągać magię, walcząc z Vierem o jej przejęcie.
   – NIE! STÓJ! – usłyszała w uchu krzyk Ignis, która najwyraźniej się ocknęła. Poczuła jej rękę na ramieniu, ale było już zbyt późno na cokolwiek.
   W jednej chwili cały świat wokół został pozbawiony kolorów, pozostawiając ciemną szarą rzeczywistość. Aichra wyraźnie poczuła jak na granicy jej zmysłów tworzy się wyrwa. Wyrwa w strukturze świata, strukturze magii, strukturze wymiaru. Potężny huk wypełnił jej uszy, a ona sama oderwała się od ziemi, gdy wybuch rozsadził polanę. Czerń zalała jej oczy, zmysły zwariowały. Zrobiła kilka salt w powietrzu, a jedyną rzeczą jaką czuła, była nadal zaciskająca się na jej ramieniu dłoń. Aż nagle zatrzymała się. Zawisła. Odważyła się otworzyć oczy, które w pewnej chwili zamknęła, ale zobaczyła dokładnie to samo co z zamkniętymi – czerń.
   Opuściła wzrok i z ulgą spostrzegła swoje własne dłonie. Nagle ciężar opuścił jej ramię, więc odwróciła się i zobaczyła wiszącą obok niej w pustce Ignis, rozglądającą się dookoła ze zgrozą. Dziewczyna była dziwnie rozmazana, Aichra widziała ją jak przez mgłę, chociaż znajdowała się dokładnie tuż obok niej i nic ich nie rozdzielało. Wydawała się być jeszcze bledsza niż normalnie.
   – Co się...? – zaczęła Aichra i zamilkła, zdając sobie sprawę, że jej głos powinien brzmieć zupełnie inaczej. Wydawał się taki odległy, cichy i tajemniczy, jakby mówił ktoś zupełnie inny. Nie ona.
   Ignis jednak ją usłyszała i odwróciła się w jej stronę, a jej wzrok był jeszcze bardziej palący niż Viera, choć oczy były koloru czystego lodu, zupełnie przeciwnego do ognia.
   – Rozerwałaś świat – powiedziała oskarżycielsko. – A dokładniej materię magiczną, utrzymującą go we względnym porządku. A ten chaos z równowagą dodatkowo ją nadwyrężył. Tak więc gratulacje, zrobiłaś wyrwę między wymiarami!
   – Nie rozumiem – wyjąkała cicho Aichra, kuląc ramiona pod wściekłym spojrzeniem. Czuła, że zrobiła coś naprawdę głupiego, ale skąd mogła wiedzieć, co się stanie? Działa instynktownie.
   – Stworzyłaś ogromny portal, najbardziej niestabilny z niestabilnych, który cisnął nas poza twój wymiar – wyjaśniła kwaśno Ignis. – Tak to jest, jak się igra z mocami, których się nie rozumie. Ostrzegałam! Portal wciągnie wszystko w okolicy i rzuci w tą pustkę, jeśli już tego nie zrobił. A my stąd nigdy nie wyjdziemy, chyba, że zdarzy się cud!

Tajemnica Cieni - rozdział 13

Rozdział XIII
Pieczęć Powietrza

   Darcy wcale nie paliła się do prowadzenia tego dziwacznego pochodu, ale ta mała dziwna dziewczyna ją podpuściła tak, że nie mogła odmówić, nie wychodząc na tchórza, a przecież nim nie była! Unosząc nad ręką widmowe światło schodziła coraz niżej, a pod jej stopami tworzyły się obłoczki kurzu.
   Nadal nie rozumiała, co się właściwie dzieje, a ta cała Ignis musiała doskonale zdawać sobie z tego sprawę i specjalnie niczego nie wyjaśniała. Kroczyła zaraz za wiedźmą, pogwizdując cicho, jakby wybrała się na wesoły spacer po parku, a nie schodziła właśnie do wydrążonej głęboko w ziemi krypty, w której wszystkie mogłyby zostać pogrzebane żywcem.
   W końcu schody się skończyły, a przed nimi pojawił się szeroki korytarz, który wyglądałby jak w pałacu, gdyby nie wszechobecny brud. Podłoga była wyłożona tysiącami odłamków czegoś, co wyglądało jak zbite lustra i gdy przetarło się ją z kurzu, rzeczywiście można było się w niej przejrzeć. Ściany poobwieszane były obrazami i portretami, które ze starości wytarły się tak bardzo, że w większości nie było widać, co niegdyś przedstawiały. Z sufitu zwieszał się ogromny żyrandol, ozdobiony tysiącem lśniących kryształów, które zdawały się emanować własnym światłem i rzucały barwne wzory na ściany. Darcy zgasiła kulę, już nie potrzebowali tego światła.