Skoczek



Prolog



   Mężczyzna stał ukryty w cieniu, opierając się o drzewo, a jego uszy drżały lekko, kiedy próbował nastawić się na słuchanie odpowiedniej częstotliwości. Nie było wątpliwości, że nie był to normalny człowiek, o ile w ogóle był człowiekiem. Część jego twarzy pokrywały czarne tatuaże, układając się w dziwne wstęgi. Gdyby zdjąć jego płaszcz, zapewne i na rękach można by dostrzec podobne znaki. To był jakiegoś rodzaju kod, ale sam mężczyzna nie był pewien, co ów kod o nim mówi.
   Nagle zamarł i otworzył dotąd zamknięte oczy, które błysnęły w mroku niesamowitą zielenią. Rozejrzał się uważnie dookoła, po czym utkwił wzrok w czymś, czego normalnie nie mógłby zobaczyć. Właściwie to wciąż tego nie widział, jedynie dodatkowy zmysł mówił mu, że właśnie tam coś jest. A przed nim zmaterializowała się dziewczyna, jakby powietrze ją utkało z samego siebie. Jej twarz również znaczyły ciemne wzory, takie same, jak u mężczyzny. Ten zaś odetchnął z ulgą, widząc ją. A raczej ciesząc się, że nie widzi kogoś innego.
   – Ziena mówi, że ich nie znalazła – odezwała się dziewczyna cicho, a mężczyzna przytaknął, dając do zrozumienia, że zrozumiał jej słowa. Wyglądał na nieco zasmuconego otrzymaną wiadomością.
   – Kolejny pusty zaułek – odezwał się szeptem tak cichym i melodyjnym, że mógłby być podmuchem wiatru. Jego głos niósł w sobie pewnego rodzaju magię, nieuchwytną jednak dla nikogo innego. – Może następnym razem nam się poszczęści. Ale musimy być ostrożni. Ktoś nas śledzi. Czuję to.
   – To jego teraz podsłuchujesz? – zainteresowała się, podchodząc do niego i nakręcając na palec kosmyk swoich czarno-fioletowych włosów. Mężczyzna pokręcił głową, ale nie odpowiedział. Przez chwilę trwała cisza.
   – Słucham vaxirów.
   Dziewczyna wytrzeszczyła na niego oczy ze zgrozy i otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale on ją przyciągnął i zamknął je ręką, po czym szeptem oznajmił:
   – Są blisko. Nie krzycz, bo cię usłyszą i nasza kryjówka będzie spalona. Od miesięcy chciałem to zrobić. Od miesięcy czaję się, żeby wreszcie ich znaleźć i podsłuchać.
   Trzymał ją jeszcze tylko przez chwilę, po czym puścił. Odsunęła się od niego szybko i spiorunowała wzrokiem, ale niczego nie powiedziała, choć widać było, że bardzo chce coś powiedzieć. A może zwyczajnie na niego nakrzyczeć. Zamiast tego ukryła się za drzewem i sama zaczęła poruszać uszami, by usłyszeć to samo, co mężczyzna.
   – Po co w ogóle to robisz? – zapytała w międzyczasie, starając się przemawiać równie cicho, co on, ale nie wyszło jej to. Brzmiała jak trzask nadepniętego liścia. Skrzywiła się. – Znamy przecież ich plany.
   – Ich tak – mruknął niczym kot. – Ale jest jeszcze ktoś. Kilka ktosiów, a chcę poznać wszystkie niewiadome, zanim w ogóle wezmę się do rozwiązywania działania. To bardziej skomplikowane, niż może się nam wszystkim wydawać.
   – Matematyka – prychnęła z niechęcią dziewczyna, a mężczyzna spojrzał na nią z niejakim rozbawieniem.
   – Pewnych nawyków nie da się pozbyć, prawda?
   Przewróciła tylko oczami, zdając sobie sprawę, do czego zmierza, ale nie zamierzała powiedzieć tego na głos. Mężczyzna przyłożył palec do ust, dając jej znać, by od tej pory była cicho. Znów zamknął oczy, chcąc bardziej skupić się na dźwiękach, które słyszał, niż na tym, co widział. Dziewczyna poszła w jego ślady.
   – ...pozwolić, żeby ktokolwiek znalazł je przed nami – syczał jakiś kobiecy głos, ale mężczyzna znał na tyle dobrze vaxiry, że wiedział, iż równie dobrze mogła to mówić ona co jakiś on, jak i również ono. Inaczej niż ludzie, vaxiry mogły mieć trzy płci, czasem nawet naraz, tak że w tym przypadku nieco trudno było o nich normalnie mówić. – To niedopuszczalne, że ktokolwiek posunął się w poszukiwaniach dalej niż my! I to na dodatek te odmieńce! Gdyby to był oddział Yela to nie byłaby tak wielka porażka, ale żeby oni?!
   – Powinniśmy się ich pozbyć lata temu - warknął ktoś piskliwie, a mężczyzna poruszył uszami, gdy głos wwiercił mu się boleśnie w mózg. To nie było miłe odczucie. – Co kogo obchodzą zrządzenia Imperatora? Powinniśmy się ich pozbyć wtedy, kiedy tylko wkroczyli na nasz teren. Ale nie, pozwoliliśmy się im panoszyć i teraz są bliżej celu niż my!
   – Dobrze wiesz, dlaczego tak było – skarcił go ze złością kobiecy głos. – Gdybyśmy tknęli któregoś z nich, zaczęłyby się pytania. Imperator jest mądry. Nie możemy sobie pozwolić na walkę z tymi dziwadłami. Nie teraz. Najpierw musimy znaleźć księgę i wtedy możemy ich wyrzucić do głupiego życia tych głupich ludzi, którymi powinni być.
   Mężczyźnie przebiegł dreszcz po plecach, gdy to usłyszał i mimowolnie zaczął w tej chwili myśleć o sobie. Co by się stało, gdyby znów mógł być po prostu człowiekiem? Co by zrobił? I czy w ogóle cieszyłby się z tego, że znów może się określać mianem normalnego? Nie, chyba nie. Jakkolwiek wiele niebezpieczeństw i niedogodności znaczyło jego życie, gdyby ktoś wyrwał z niego moc, wyrwałby również jego wolę do dalszego ciągnięcia tego cyrku.
   – Powinniśmy poprosić Mistrza o pomoc – odezwał się teraz jakiś trzeci głos, który zdawał się być po prostu chłodny i bezosobowy. Nie słychać w nim było ani śladu emocji, co było niepokojące.
   Po tej uwadze zapadła cisza tak przeraźliwa, że nawet mężczyzna był w stanie ją usłyszeć. Podejrzewał, że słyszałby ją, nawet gdyby tak bardzo nie nastawiał swych uszu na częstotliwość mowy vaxirów. A zwykle nie był w stanie jej słuchać.
   – To przecież zdrajca – przerwał ciszę piskliwy, znów raniąc uszy dwójki podsłuchujących osób. – Chciał pomagać tym bękartom. Mowy nie ma, żebym miał z nim choćby zamienić słowo, a co dopiero prosić go o pomoc. Wymyśl coś innego.
   – A jednak fakt faktem, on wie o nich więcej, niż my – zauważył kobiecy głos zamyślonym tonem. – Zadał sobie przecież trud, żeby się z nimi porozumiewać. A że zawiódł się na nich, może byłby skłonny sam z siebie nam pomóc w pozbyciu się ich.
   – Jesteśmy jego równie wielkimi wrogami, co oni – prychnął piskliwy w odpowiedzi. – Skoro mógłby pomóc nam, tak samo mógłby pomóc im. To naprawdę głupie rozwiązanie.
   – Och, ale my byśmy mu zaproponowali coś, co sam chciał robić – rzekł znów bezosobowy głos. – Mógłby im pomagać i przeciągałby ich na naszą stronę. To ludzie, ale są też przecież vaxirami. Są dla nas okropnymi wrogami, więc przecież mogliby być potężnymi sprzymierzeńcami!
   – Chyba oszalałeś! – wykrzyknął piskliwy, a jego krzyk był tysiąc razy gorszy od zwykłej mowy. Mężczyzna skrzywił się strasznie, a z jego ust wydobył się jęk, ale zmusił się, by słuchać. Musiał wiedzieć, co się dzieje. – Po tym wszystkim co nam zrobili?! To... to herezja! Zdrada! Nie będziemy przyjmować tych... tych odmieńców i bękartów w nasze szeregi! Może powinieneś dołączyć do tego idioty Mistrza, bo tobie też odbija!
   – Jeśli uważasz, że takie coś mogłoby nam zaszkodzić, to jesteś zacofany – odrzekł chłodno bezosobowy. – Pomyśl ty przez chwilę, zamiast poddawać się tym zabobonom. Pomyśl, jaką byśmy mieli potęgę, gdyby oni służyli nam a nie samym sobie. Nie byłoby bałaganu, a my moglibyśmy być władcami. Moglibyśmy postawić sobie dzięki nim pałace w tym świecie i rządzić głupimi ludźmi, zamiast ukrywać się przed nimi. Cały ten głupi świat byłby na nasze pstryknięcie palców. A gdyby te dziwolągi przestały nam się przydawać? Po prostu byśmy się ich pozbyli.
   Po moim trupie, pomyślał ze złością mężczyzna, zaciskając pięści. Prędzej ziemia się otworzy i pochłonie nas wszystkich, nim pozwolę by ktokolwiek z naszego rodzaju poszedł na układ z tymi demonami. Co znaczyło, że musiał się bardziej przyłożyć do swoich poszukiwań. Nie mógł pozwolić by ani jeden Wędrowiec włóczył się samotnie, nie mając żadnego towarzysza. Byłby łatwym celem. Problem polegał na tym, że samotnego Wędrowca łatwo było przegapić każdemu, kto by go szukał.
   Słyszał już wcześniej, że jest kilku którzy szwendają się, bez jakiejkolwiek opieki czy wiedzy, będąc sobie samymi panami, jednak jak dotąd, udało mu się znaleźć tylko jednego. A Weal, choć szybko pogodził się z tym, że ktoś będzie mu wydawał rozkazy, nie mógł jakoś się pozbyć nawyku wymykania się na ulicę, gdy tylko mu się nudziło. Nie rozumiał zagrożenia. Cóż, wkrótce będzie musiał go ktoś uświadomić, zanim będzie zbyt późno.
   Mężczyzna chciał podsłuchać coś więcej, ale vaxiry porzuciły już temat i przeniosły się na wzajemne przechwalanie się szkodami, jakie poczyniły poprzedniej nocy. Z niechęcią się wycofał i nastawił swe uszy na słuchanie zwykłych dźwięków z otoczenia, które natychmiast go zaatakowały. Przyroda odgrywała nocną symfonię, której świadkiem nie powinien być żaden intruz. Był takim intruzem. Powinien jak najszybciej umknąć.
   Dziewczyna także otworzyła oczy i z powrotem skupiła się na otoczeniu. W jej fioletowych źrenicach odbijał się strach, jaki gościł teraz w jej dość młodej duszy. Mężczyzna podszedł do niej i objął ją opiekuńczo ramieniem.
   – Wszystko będzie dobrze – skłamał jej prosto w twarz. Oboje doskonale wiedzieli, że to było kłamstwo, ale potrzebowali teraz w nie uwierzyć. Potrzebowali mieć nadzieję. – Wszystko w końcu się ułoży.
   Stali tak przez długą chwilę, przekazując sobie samym spojrzeniem więcej słów i myśli, więcej odczuć, obaw i uczuć, niż byliby w stanie wypowiedzieć na głos. Uczennica i jej mistrz, po części ludzie, po części vaxiry. Zwróceni przeciw jednym i drugim, przeciw obu rodzajom, które je stworzyły. Samotni. Mogący ufać tylko i wyłącznie sobie.
   Mężczyzna westchnął i wyprostował się, przerywając trwający czar. Rozejrzał się uważnie dookoła, jakby mógł znaleźć jakieś rozwiązanie i nie męczyć się nad rozwiązywaniem problemów samotnie.
   – Pora już na nas, zanim vaxiry zorientują się, że ktoś w ogóle był w pobliżu – rzekł, dotykając jednego z drzew. – Domyślam się, że nie masz żadnego transportu. Ziena cię tu podrzuciła?
   Dziewczyna kiwnęła głową, potwierdzając jego słowa, a on uśmiechnął się nieznacznie. Po co w ogóle pytał, przecież to było oczywiste.
   – A kręci się nadal w pobliżu?
   Znów potwierdzenie. Teraz już pokazał zęby w uśmiechu i ujął swą uczennicę pod ramię, po czym zaczął prowadzić przez zdradziecki nocy gaj.
   – To dobrze, bo ja też nie mam żadnego transportu. Ziena podrzuci nas do domu. Pod tym względem rzeczywistość jest okropna. Za wszystko tutaj trzeba płacić. Ale za to w pobliżu jest niewielka jaskinia. Tam możemy śnić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz