Skoczek

Rozdział III


Naukowy bełkot



Wyposażony w długopis i notatnik Eren wędrował sobie po śnie, zapisując swoje spostrzeżenia. Po wyprawie razem z siostrą i jej chorymi znajomymi jakoś nabrał chęci na poprowadzenie własnych badań. Zwłaszcza że miał niemiłe poczucie, że owe wzory na ścianie jaskini, które znalazł, miały jakiś związek z nim. Nie rozumiał ich, ale miał wrażenie, że już gdzieś je widział. Jakby jakieś wspomnienie usiłowało się przebić do jego umysłu z głębin zapomnienia.

Zwykle nie używał swoich mocy we śnie, wiedząc dobrze, że po przebudzeniu skończy się to paskudnym bólem, zmęczeniem i być może jakąś chorobą, ale tej nocy nie przejmował się tym. Jutro nie musiał wcześnie wstawać, mógł spędzić cały dzień w pokoju, marudząc na swoją żałosną egzystencję i nikt nie będzie mógł się go o to czepiać.

Ulica była ponura i niepokojąca jak zawsze, więc wskoczył do pierwszego domu, na który natrafił, lądując we śnie jakiegoś nudziarza. Tak w każdym razie przypuszczał, bo wylądował w środku miasteczka, które wyglądało jak ze średniowiecza albo jeszcze dalej. Ludzie krzątali się po ulicach, ubrani w łachmany, dzieci ganiały się nawzajem, nigdzie nie było ani kawałka technologii.

– Najpierw trzeba rozpoznać śniącego – powiedział do siebie Eren, jednocześnie zapisując te słowa w notatniku. – Ale to bardzo łatwe w większości przypadków. Widać to na pierwszy rzut oka. Wbrew pozorom wielu ludzi śni o tych samych nudnych rzeczach.

Ruszył przed siebie, a jego ubranie zamigotało. Sen wyczuł, że jest osobą, która tam nie pasowała i próbował nagiąć jego wygląd pod swoją wolę. Eren pozwolił mu na to i jego ubranie zmieniło się na wiele prostsze. Zniknęła jego skórzana kurtka, ciężkie buty i przefarbowane na czerwono włosy, zmieniając go w kogoś, kto wyglądał na zwykłego rolnika. Brakowało mu chyba tylko grabi przewieszonych przez plecy jak broń. Długopis zastąpiło pióro, jednak notatnik został ten sam.

Eren wiedział, że to tylko senna iluzja. Gdyby chciał, mógłby ją rozwiać i chodzić po tym średniowiecznym miasteczku jako buntowniczy motocyklista z przyszłości, ale nauczył się już, że nie powinien zanadto zakłócać snów. Kiedyś wdał się w walkę ze smokami i obudził się cały w siniakach, kiedy gad zrzucił go z grzbietu, a śniący obudził się gwałtownie, gdy Eren był bliski roztrzaskania się o ziemię. Cały następny dzień nie mógł się podnieść z łóżka ani nic zjeść, dostał jakiejś choroby. Wyrywanie śniącego ze snu, kiedy się w nim przebywało nie było więc bezpieczne. Eren zastanowił się i dopisał to do swojej listy spostrzeżeń.

Obejrzał uważnie otoczenie, ale żaden z otaczających go ludzi nie mógł być śniącym. Nauczył się już, że śniący zawsze są głównymi bohaterami swoich snów, nieważne jak nudne by były. Nie mogli byli być tak nudnymi osobami, jak sprzedawcy na targu, rolnicy czy handlarze roleksami. Po prostu nie. W sumie, gdyby Eren mógł śnić, też nigdy by nie był kimś tak zwyczajnym, nawet jeśli w realnym życiu wolałby być normalny.

– Jak zaraz nie wydarzy się coś ciekawego, to pora iść do następnego snu – postanowił na głos.

Słowa te zadziałały – lepiej lub gorzej – bo w tej właśnie chwili w pobliżu nastąpił potężny wybuch, wstrząsając ziemią, zaś w niebo uniosła się chmura dymu i pyłu. Jakiś budynek zajął się ogniem trochę zbyt szybko, jak na gust Erena, ale to w końcu był sen i tu wszystkie prawa fizyki, chemii i w ogóle logiki mogły iść się bujać.

Zza rogu wypadł złodziej. Eren domyślił się, że był to złodziej po jego typowym przebraniu. Tak właśnie przedstawiało się złodziei w bajkach, komiksach czy innych tego typu bzdurach. Chłopak westchnął, zniesmaczony, kiedy zbój przebiegł obok niego, odtrącając go ramieniem.

– Superbohater – domyślił się, zanim jeszcze zza rogu wypadł rzeczony superbohater w kolejnym typowym wdzianku i ruszył w pogoń. Eren zapisał kolejną rzecz, a długopis w jego dłoni zamigał i zamienił się w nazbyt ozdobne ptasie pióro. Chłopak skrzywił się, ale kontynuował zapisywanie. – Znowu nuda. Wszyscy chcą być superbohaterami. Jakieś moce magiczne, latanie, strzelanie laserami, skakanie po świecie... moment... chyba powinienem to wykreślić. To prawie jak hipokryzja.

Chłopak przyglądał się chwilę, jak śniący gania za złoczyńcą, krążąc wesoło nad tłumem, a potem wzruszył ramionami i rozciągnął swoje zmysły. Nauczył się tego dawno, kiedy w desperacji próbował coś zrobić, żeby wyrwać się z tego dziwnego świata. Wyczuł granice snu, ciemne niewypełnione przestrzenie, które charakteryzowały szarą ulicę, ale sięgnął jeszcze dalej. Wokół było kilka innych snów, więc wybrał losowy, zakotwiczył w nim swoją świadomość i skoczył.

To nie było jak zwykłe podskoczenie w miejscu, nie do końca, choć wrażenie było podobne. Oderwanie się od powierzchni, chwilowe wiszenie w powietrzu, w nicości, która próbowała rozerwać na strzępy. A potem opadnięcie znów na grunt, tylko że w zupełnie innym miejscu. Erenowi zawsze kręciło się od tego w głowie. Zamachał rękoma, próbując utrzymać równowagę, kiedy świat wirował wokół niego. Obok niego znajdowała się ściana, więc podparł się o nią, dysząc ciężko.

Za każdym kolejnym razem skok wydawał się łatwiejszy i łagodniejszy niż wcześniej, ale wciąż miał swoje skutki uboczne. Kiedyś skoczenie o kilka metrów we śnie niemal pozbawiało go przytomności – co brzmiało dość dziwnie. Stracić przytomność, będąc we śnie. Eren nie wiedział, co by się wtedy stało, bo nigdy nie doprowadził się do tego stanu. Mógłby się obudzić albo wpaść też głębiej w sny i nigdy się z nich nie wydostać. Wolał tego nie sprawdzać.

Otrząsnął się i rozejrzał po śnie, do którego wpadł. Ten już wyglądał wiele ciekawiej. Stał na klifie, a obok niego znajdował się niewielki drewniany domek, postawiony samotnie wśród mgieł. Eren przysunął się bliżej krawędzi, chcąc sprawdzić, co znajduje się w dole, ale wszystko przysłaniały chmury.

Strój rolnika rozwiał się w nicość, ten sen nie zamierzał przyjmować tak ubranej osoby. Zamiast tego Eren otrzymał odzienie godne pirata. Sięgnął do głowy i zdjął z niej kapelusz. Wyglądał nawet całkiem nieźle, prawdziwy kapitański kapelusz jak z filmów. Skupił się na nim i zmusił sen, żeby nakrycie stało się bardziej realne i przestało być tylko iluzją, a stało się częścią snu. Właściwie te dwa stany mocno się od siebie nie różniły, ale Eren nie byłby w stanie wynieść sennej iluzji do rzeczywistego świata. Senny przedmiot już mógł. A kapelusz wyjątkowo mu się spodobał. Materiał w jego dłoniach nagle stał się bardziej realny, a chłopak z zadowoleniem nałożył go z powrotem na głowę.

Nigdzie nie widział śniącego, ale łatwo było założyć, że prawdopodobnie znajduje się on w środku tego niewielkiego domku. Wszystkie szczegóły wokół były nadzwyczaj wyraźne, więc musiał być blisko, a nie bardzo było gdzie się schować. Eren podkradł się ostrożnie do jednego z okien i zajrzał przez nie do środka.

Okazało się, że budynek jest jakąś tawerną. Przy drewnianych stołach rozsiedli się w najlepsze typowi piraci – tacy z filmów, w dziwnych ciuchach, z drewnianymi nogami, hakami albo szpadlami zamiast rąk. Byli też niepasujący do towarzystwa ludzie – a może raczej istoty, bo na ludzi średnio wyglądały – cali w bieli i czerni, jakby wyciągnięci ze starych filmów, o ponurych twarzach, śledzący towarzystwo wzrokiem i notujący coś na swoich podkładach.

Jakiś dziwny zmysł podpowiedział Erenowi, że to nie jest do końca wyśniona sytuacja tylko zniekształcone wspomnienie. Nie wiedział, skąd ta informacja się pojawiła w jego umyśle, ale musiała być prawdziwa. Rozejrzał się po towarzystwie, w poszukiwaniu śniącego i wypatrzył go w kącie.

Ukryty w cieniu, ubrany w płaszcz i z kapturem nasuniętym na głowę. Eren nie miał wątpliwości, że to właśnie ten gość był śniącym. Wyglądał bardziej jak figura, ale chłopak dostrzegł w cieniu kaptura dwoje błyszczących oczu, krążących po wszystkich znajdujących się w sali. W pewnym momencie jego wzrok powędrował do okna, a Eren złapał z mężczyzną kontakt wzrokowy. Szybko się uchylił, ale był absolutnie pewien, że śniący go zauważył i wyczuł w nim intruza.

Kiedy ktoś cię odkryje, to pora, żeby się zmyć. Tak, to kolejna rzecz, którą powinien sobie zanotować. Zrobił szybką notatkę swoim długopisem, który już powrócił do normy i znów sięgnął zmysłami poza sen. Drzwi otworzyły się akurat w momencie, w którym skoczył, zdążył więc tylko zobaczyć zdziwionego śniącego, zanim przeniósł się do zupełnie innego snu.

Zeskoczył z drogi, omal nie będąc rozjechanym przez samochód. Potoczył się w stronę barierki, uskakując przed kolejnymi pędzącymi pojazdami. Jego ubranie wróciło do normy, aczkolwiek wciąż miał kapitański kapelusz na głowie, co go ucieszyło. Rozejrzał się, ale łatwo było się domyślić, że trafił do snu, w którym ktoś odtwarzał sobie pościg z filmu akcji.

Sięgnął dalej, wiedząc, że śniący ściga się w którymś z samochodów i za chwilę miejsce na autostradzie, na której się znalazł, rozpłynie się w nicości poza snem, bo nie było już potrzebne. Znów skoczył, znikając z rozmywającej się drogi. Ale tym razem coś było inaczej. Znalazł się w przestrzeni między snami, mknąc w kierunku kolejnego, ale coś go zatrzymało. Jakby ktoś złapał go za kołnierz koszuli. Eren wypadł znów na szarą ulicę, tracąc dech. Leżał na plecach, wpatrując się w ponurą masę, która udawała niebo i oddychając ciężko.

– Co do...? – wymamrotał, unosząc się na ramionach i rozglądając dookoła, w poszukiwaniu źródła tego dziwnego zjawiska. Niedaleko dostrzegł podejrzaną postać spowitą w cienie, stojącą między dwoma domami. Nigdy nie było nikogo na tej ulicy, nikt poza nim na nią nie wychodził. Dreszcz przebiegł mu po plecach. – Kim... coś ty za jeden?

Mężczyzna się nie odezwał, tylko podszedł bliżej do Erena, kiedy ten podniósł się niezdarnie z ziemi. Był wysoki, ale mieli prawie ten sam wzrost, co pocieszyło Erena, bo mógł bez problemu zajrzeć nieznajomemu w oczy. A raczej mógłby to zrobić, gdyby mężczyzna nie miał na nosie okularów przeciwsłonecznych, o szkłach tak ciemnych, że nawet nie można się było w nich przejrzeć. Wyglądał, jakby został wyrwany z końca czasu i rzucony na sam jego początek. Ubrany był w płaszcz, który można by uznać za staromodny, gdyby nie jarzące się elementy. Przy pasie przypięty miał niezły arsenał broni, od sztyletów po pistolety. Eren zastanawiał się, czy mężczyzna nie ma czasem na plecach schowanego karabinu. Twarz nieznajomego zdobiły tatuaże. Zapewne całe jego ciało było nimi pokryte, ale trudno to było stwierdzić, bo poza dłońmi i głową, wszystko miał zakryte.

– Co ty, podróżnik w czasie jesteś? – wyrwało się Erenowi, zanim zdążył się zastanowić, co właściwie mówi. To było pierwsze, co mu przyszło do głowy. Ugryzł się w język, ale było na to zbyt późno. Nieznajomy zaśmiał się cicho.

– Nie, nie jestem – odpowiedział, cofając się o krok i mierząc Erena wzrokiem. Chłopak skrzywił się – Jestem jednym ze strażników snów, którzy pilnują, żeby takie osoby jak ty w nich nie mieszały.

Świetnie. Właśnie tego mu brakowało po tym wszystkim. Nie lubił żadnych strażników, zwłaszcza gdy jakiś go dopadał. Co prawda zdarzyło mu się to tylko raz, ale było to na tyle stresujące przeżycie, że od tamtej pory unikał wszelkich organów władz. Nie dość, że za dnia musiał udać się na policję, to jeszcze teraz spotkał strażnika snów. To była jakaś wyjątkowo pechowa doba.

– To ty mnie wyciągnąłeś – zrozumiał niemal natychmiast Eren, a mężczyzna uśmiechnął się wrednie.

– Owszem. Za bardzo mieszasz, skacząc tak między nimi. To jest bardzo złe. Nie umiesz się pilnować. Akurat byłem w pobliżu, więc musiałem cię powstrzymać, zanim wpakowałbyś się tam, gdzie nie powinieneś.

– Jakoś sobie nie przypominam, żeby mnie ktoś wcześniej powstrzymywał – prychnął Eren. – A dostałem się przypadkiem do wielu okropnych miejsc. Nikt nie raczył nawet postawić tabliczki „Uwaga! Niebezpieczeństwo!". Nigdy nie prosiłem się o rozprawę sądową we śnie. Bogowie, to było koszmarne.

– Ta, też kiedyś trafiłem na tego prawnika – przyznał się strażnik, drapiąc się po głowie, jakby skonsternowany. – Bywa irytujący, wkurzający, ale za to potrafi wyśnić naprawdę smaczne jedzenie. Dawno go nie odwiedzałem. Powinienem to wkrótce zrobić, bo jeszcze się na mnie obrazi.

– Dobra, czego chcesz? – warknął Eren, nie zamierzając sobie przypominać tego pechowego dnia, w którym, zamiast po prostu wędrować sobie po snach, trafił do sali sądowej na własny proces. Tak się nie robi!

– Ależ gdzie moje maniery – wykrzyknął strażnik, podchodząc do Erena i wyciągając ku niemu rękę na powitanie. Chłopak niepewnie ją ujął i ledwo utrzymał równowagę, gdy mężczyzna nią potrząsnął. – Nazywam się Fen. A w każdym razie tak mi mówią wszyscy moi znajomi, bo ja sam swojego imienia nie pamiętam. Miałem amnezję i takie tam bzdury. Mówią mi też szefie. Proszę pana. Panie profesorze. Mistrzu. A nie, tego nie lubię. W każdym razie zwykłe Fen wystarczy.

– Nigdy nie zamierzałem mówić do ciebie mistrzu – prychnął Eren, rozglądając się na boki. – Ee... mógłbyś już puścić moją dłoń, Fen? Zaraz mi ją złamiesz.

– Wybacz.

Zrobił dziwny szybki ruch i odsunął się od Erena, uwalniając jego rękę, ale chłopak wciąż czuł na niej dziwny ciężar. Spojrzał w dół i zobaczył, że dorobił się nowej żelaznej bransolety, która podejrzanie przypominała mu więzienną. Lampki świeciły się wesoło na czerwono, jakby lśniąc w rytm jakiejś drwiącej piosenki. Rzucił się z pazurami na ustrojstwo, ale nie był nawet w stanie oddzielić metalu od skóry. Potrząsnął ręką, choć wiedział, że nic to nie da.

– Ej no! Co to ma być?! – oburzył się, porzucając wszystkie pozory uprzejmości, w które się wcześniej uzbrajał. Spojrzał wilkiem na strażnika. – Zabierz. To. Natychmiast.

Nie zamierzał dodawać słowa „proszę". Fen tylko parsknął.

– Mowy nie ma. To nadzór. Muszę pilnować wszystkich wędrowców, którzy włóczą się po snach. Jesteś młody, niedoświadczony i możesz wyrządzić krzywdę nam wszystkim.

– Radziłem sobie doskonale, zanim się nie pojawiłeś i mnie nie wciągnąłeś na tę durną ulicę – warknął Eren, wciąż podejmując kolejne próby zdjęcia bransolety, jednak bez powodzenia. – Siedzę w tym od dziesięciu lat i nie przypominam sobie, żeby te dziesięć lat temu zjawił się jakiś durny strażnik, który by mi powiedział, co robić! A ty nagle wyskakujesz z jakimś nadzorem i pewnie zaraz wyłożysz mi głupie prawa. Nie!

– Gdybym miał GPS do namierzania wszystkich wędrowców, plączących się po snach, to przyszedłbym wcześniej – odpowiedział znudzonym tonem Fen, ale wyglądał na lekko zażenowanego. – Ale że nikt nie był łaskawy nic takiego dla mnie wyśnić, jestem dopiero teraz, kiedy namieszałeś wystarczająco mocno, żeby cię znaleźć.

– Nigdzie nie mieszałem! To tylko sny, ludzkie wyobrażenia, których i tak nie zapamiętają. Jedna na miliardy osób zapamięta coś więcej niż kilka sekund. A cała reszta, oni wszyscy, po prostu zapominają! Nic nie pamiętają!

– Nie pamiętają tego tak bardzo, że sporządzili ci już nawet portret pamięciowy – rzekł strażnik, a Eren urwał i spojrzał na niego, zdumiony. Mężczyzna sięgnął do kieszeni, wyjmując z niej pomiętą kartkę papieru, po czym rozprostował ją i podał chłopakowi. Widniał na niej rysunek niezbyt dobrej jakości i niektóre szczegóły się różniły, ale Eren nie mógł zaprzeczyć, że to właśnie jego przedstawia ten amatorski szkic.

– Co... jak...? – wyjąkał, wpatrując się w kartkę, a potem dotknął swojej twarzy. – Mam jeszcze większy nos, niż myślałem! Ale jak to w ogóle możliwe, żeby...?

– Ludzkie umysły są bardzo skomplikowane. Mogą zapominać wydarzenia ze snów, mogą kasować całe sny lub pamiętać tylko ich urywki. Ale każda twarz, jaka pojawia się we śnie, jest twarzą kogoś, kogo umysł już kiedyś widział. Choćby przez chwilę, ale widział oczami w rzeczywistości. Twoją umysł zarejestrował pierwszy raz dopiero we śnie. To podejrzane dla zwykłych szarych ludzi i czują, że coś jest nie tak, nawet jeśli nie mają pojęcia, co takiego. Ciesz się, że nie trafiłeś jeszcze na nikogo z genialną pamięcią, inaczej twój portret już by krążył po całym internecie. Żeby stworzyć ten, musiałem łazić po wszystkich osobach, których sny odwiedziłeś i targać ze sobą grafika. Dzięki temu odkryłem też dwóch innych wędrowców, więc opłaciło się. Ale gdyby to trafiło do sieci, to takimi sprawami już zaczynają się interesować te wszystkie tajne organizacje od zjawisk nadprzyrodzonych. Nie chcę, żeby ci szaleni naukowcy dowiedzieli się czegokolwiek o osobach, które mogą wędrować po cudzych snach. A ty nie chcesz wiedzieć, jaką by to wywołało panikę. Więc albo się pilnuj, albo nie łaź po snach. No chyba, że chcesz, żeby twoje zwłoki skończyły na stole operacyjnym!

– Nie chcę. Ale to nie znaczy, że potrzebuję nadzoru! Umiem sobie sam poradzić, bez jakichś głupich strażników wiszących mi nad głową!

– Jeszcze mi za to podziękujesz – odparł ponuro Fen, zdejmując okulary z nosa, a Eren cofnął się, widząc granatowe oczy, które wyglądały, jakby widziały zbyt wiele. – Nadeszły ciężkie czasy, a życie jest wiele bardziej niebezpieczne, nawet kiedy śpisz. Zwłaszcza, kiedy śpisz. Wiele podejrzanych stworów kręci się teraz po ludzkich snach, siejąc zamęt. A ty się wiele od nich nie różnisz, chociaż robisz zdecydowanie mniejsze zniszczenia. To jest po to, żebyś nie wpakował się w kłopoty. A gdybyś się wpakował, to żebym mógł cię znaleźć. Zawsze możesz wezwać pomoc, gdyby... hm... coś ci się przytrafiło.

– Dlaczego miałbym chcieć wzywać pomoc? – zapytał zdumiony Eren, ale kiedy podniósł wzrok, już nikogo nie było. Rozejrzał się po ulicy, okręcił się, ale nikogo nie widział. Znów pozostał całkiem sam.

Mógłby pomyśleć, że miał jakieś senne urojenia od tego skakania, gdyby nie ciężka bransoleta, wciąż zaciśnięta na jego ręce. Ostatni raz spróbował ją zerwać, ale błyskotka nie zamierzała się poddać, a jej lampki zaświeciły jakby bardziej drwiąco. Nie wygłupiaj się Eren, to tylko rzecz, wydaje ci się. Ale nie był tego taki pewien.

Nie lubił tego miejsca, tej głupiej szarej ulicy, pozbawionej kolorów, historii i duszy. Spotkanie ze strażnikiem, rozmowa z nim przywołała wspomnienia, przeszłość, do której mało kiedy wracał. Nie lubił do tego wracać.

Miał wtedy jakieś siedem lat, a może jeszcze sześć. Nie pamiętał dokładnie. Nigdy wcześniej nie miewał snów i budził się jeszcze bardziej zmęczony, niż gdy szedł spać. Za każdym razem zamiast snów widział tylko ciemność, ale był świadomy swoich myśli, świadomy owego bezkształtnego mroku. Ale za każdym razem, kiedy komuś to opowiadał, wszyscy zgodnie twierdzili, że z całą pewnością ma sny, po prostu je zapomina. Nikt nie chciał słuchać jego narzekań, że wcale tak nie jest.

Tamtej nocy było zupełnie inaczej. Położył się do łóżka jak zawsze, okrywając się szczelnie kołdrą, mimo że wciąż trwało lato i było niezwykle gorąco. Długo wpatrywał się w sufit, nie mogąc i nie chcąc zasnąć, nie chcąc znów tkwić w owej przerażającej ciemności, która go otaczała ze wszystkich stron i dusiła. Ale zmęczenie w końcu z nim wygrało i opadł w sen. Nie stało się to, co zawsze.

Zamiast wśród ciemności, leżał na szarej ulicy, wpatrując się w szare niebo, a otaczały go szare domy. Był pewien, że nie ruszył się z miejsca ani o kawałek i wciąż leżał w swoim łóżku, nie mógł przecież lunatykować. Ale mimo to znalazł się jakimś cudem na tej ulicy. Wstał i rozejrzał się dookoła, przestraszony. W końcu był tylko małym dzieckiem, które nagle znalazło się w zupełnie nieznanym miejscu, bez nikogo znajomego, nawet nieznajomego. Był całkiem sam na ponurej ulicy.

To było jeszcze gorsze od ciemności. Skulił się i ruszył przed siebie, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu jakiejkolwiek pomocy, kogoś, kto mógłby mu powiedzieć, gdzie się znalazł, kto mógłby wiedzieć, gdzie jest jego dom. Wszędzie panowała pustka, nie słyszał nawet odgłosu swoich kroków. To było jeszcze straszniejsze niż stado potworów. Samotność. Wcześniej nigdy się jej nie bał, wręcz ją lubił, ale gdy przebywał na tej ulicy... chciałby, żeby ktoś był obok niego.

Wtedy drzwi któregoś z domów otworzyły się, jakby na jego zawołanie i sen wciągnął go do środka. Wtedy nie miał jeszcze pojęcia, że to w ogóle jest jakiś sen, myślał, że wszystko dzieje się naprawdę i to go przerażało. Do tej pory nie miał pojęcia, czyj był tamten sen, w którym się znalazł. W ponurej ciasnej celi, gdzie w kącie siedziała jakaś postać i łkała żałośnie.

Był wtedy już tak bardzo przerażony, że się obudził i przez całą noc leżał skulony w kulkę pod kołdrą, z otwartymi szeroko oczami, drżąc z przerażenia. Postanowił sobie, że nigdy więcej nie zaśnie, co oczywiście nie mogło mu wyjść. Rano opowiedział wszystkim, co się stało, wysunął jakieś wnioski o teleportacji czy innych bzdurach i oczywiście wylądował u psychologa. Był głupi, więc, zamiast zachować wszystko dla siebie, opowiedział ze szczegółami. Przez tydzień musiał siedzieć w swoim pokoju, a jacyś głupi lekarze zjawiali się co pięć minut. Wtedy też dostał ważną życiową lekcję – nie powinien się z nikim dzielić tym, co się dzieje w jego głowie. Nigdy więcej nie popełnił tego błędu, a w końcu wszyscy uznali, że miał zbyt wybujałą wyobraźnię i po prostu śnił mu się jakiś koszmar, który zbyt mocno przeżył. Nikt nigdy nie wrócił do tamtych wydarzeń.

Ale Eren to wszystko pamiętał. Pamiętał ze wszystkimi szczegółami ten dom, pierwszy sen, który go przyciągnął. Kiedy już zorientował się we wszystkim, starał się go znaleźć, ale nigdy mu się nie udało. Nigdy nie trafiał dwa razy w to samo miejsce i możliwe było, że nigdy nie znajdzie znów tamtego domu i tej przerażonej osoby, która musiała być śniącym. Z jakichś powodów wydawało mu się, że powinien ją znaleźć. To od niej wszystko się zaczęło.

Tak się zamyślił nad swoją przeszłością, że nawet się nie zorientował, kiedy właściwie się przebudził. W jednej chwili stał na ponurej ulicy, a w następnej wpatrywał się w sufit swojego pokoju. Nie oddychał już ciężko, tylko zupełnie spokojnie, tak że zastanowił się, ile czasu zajęły mu wspomnienia. Najwyraźniej dużo, skoro zdążył się uspokoić.

Zamiast do tego wracać, spojrzał na rękę, gdzie wciąż czuł ucisk na nadgarstku. Więzienna błyskotka wciąż tam była, aczkolwiek wszystkie lampki się wyłączyły i już nie migały w rytm jakiejś drwiącej melodii, co go nieco uspokoiło, ale tylko trochę. Zerwał się z łóżka i wyjął spod niego kartony. Na pozór wypełnione były starymi ciuchami i stosem książek. Eren powyrzucał to wszystko i spod gratów wyjął prawdziwą zawartość, którą ukrywał przed każdym, kto mógłby przeszukiwać jego rzeczy. Wyśnione przedmioty błyszczały lekko, pławiąc się w świetle dwóch kulek, które nigdy nie gasły. Jak cała reszta, także zostały wyjęte ze snów.

Tyle że nie ich teraz potrzebował. Odrzucił je na bok, a te potoczyły się pod biurko. Wyrzucił bezużyteczny teraz topór, trzy różne zegarki, pokazujące położenie planet zamiast godziny, aż w końcu dogrzebał się do scyzoryka, który był w stanie otworzyć wszystkie zamki. A w każdym razie powinien być w stanie, bo Eren nigdy jeszcze nie próbował nim otworzyć innej wyśnionej rzeczy. Ze zwykłymi zamkami dawał sobie radę. Z tymi ze snów niekoniecznie musiał.

Eren wysunął nożyk i wcisnął go w jedną ze szpar w bransolecie. Nie usłyszał żadnego kliknięcia ani nic w tym stylu, ale mimo to czekał. Tylko że kiedy w końcu doczekał się jakiegoś dźwięku, było to podejrzane syczenie. Cofnął rękę, a scyzoryk wyskoczył ze szpary jak pocisk i uderzył głośno o sufit, zostawiając na nim plamę. Bransoleta dymiła lekko, ale chłopak wątpił, żeby była w jakimś stopniu uszkodzona. Zamiast tego podpełzł do swojego scyzoryka, żeby przekonać się, że ostrze jest całe pogięte i do połowy spalone. Nie nadawało się już do niczego.

– Durne, bezużyteczne senne wynalazki – mruknął do siebie. Przez chwilę rozmyślał czy by nie wyrzucić scyzoryka do kosza, ale nie chciał ryzykować, że ktoś mógłby przejrzeć jego śmieci, więc odłożył zniszczony przedmiot z powrotem do kartonu. Spiorunował wzrokiem bransoletę, która nie miała ani jednego zadrapania, ale ta nie zamierzała odpuścić. – Głupi strażnik snów. Jakby nie mógł sobie znaleźć innej ofiary. Bezpieczeństwo, zasady, bla, bla, bla. Kretyn.

Nie otrzymał odpowiedzi, w sumie nawet się jej nie spodziewał, bo niby od kogo. Rozłożył się na podłodze, nie mając pojęcia, co miałby robić. Zerknął kątem oka na zegarek, który wskazywał godzinę około północy. Czyli miał jeszcze dużą część nocy przed sobą, zanim nastanie świt. A potem i tak nie miałby co robić.

Jego organizm odezwał się, podejmując wyzwanie i dając mu do zrozumienia po raz kolejny, że skakanie między snami jest złym pomysłem. Żołądek odezwał się głośno, zamierzając zwrócić całą swoją zawartość, a Eren podziękował sobie, że nie zjadł kolacji. Przewrócił się na bok, kaszląc ciężko, podczas gdy jego organizm chciał wyrzucić z siebie coś, co nie istniało.

A może ty sam też nie istniejesz, odezwało się usłużnie sumienie, a Eren warknął. Nigdy nie odzywało się, kiedy był w snach, ale tutaj, w rzeczywistości zawsze musiało wtrącić swoje trzy wredne grosze.

– A co to ma niby znaczyć? – odezwał się na głos. Nawet gdyby ktoś go usłyszał, co było mało prawdopodobne, mógł zwyczajnie skłamać, że gada przez sen i nikogo by to nie zdziwiło. – Znowu sobie drwisz? Nie pora na to!

To całkiem poważne stwierdzenie, sprzeciwił się wewnętrzny głos, a Eren miał wrażenie, że sumienie chciało pokiwać ponuro głową. No bo zobacz sam. Dla ciebie sny wydają się bardziej rzeczywiste niż sama rzeczywistość. Odnajdujesz się w nich wiele lepiej niż w normalnym życiu. Więc może sam jesteś równie rzeczywisty, co te twoje przedmioty wyjęte z twoich snów.

– To... nieprzyjemna teoria – stwierdził Eren, czując, że znów zbiera mu się na wymioty. Jednak wciąż nie miał czego zwymiotować. – Poza tym, gdybym był wyśniony, jak te rzeczy... to kto niby miałby mnie z tych snów wyjąć? Rodzice? Nie sądzę, kiedy pierwszy raz im powiedziałem o tej szarej ulicy, myśleli, że oszalałem. A przecież nikt im mnie nie podrzucił.

Nie no, wyglądasz jak rodzony syn swoich rodziców, więc akurat wiadomo, że oni są twoimi rodzicami. Ten wielki nochal odziedziczyłeś w końcu po matce, zanim załatwiła sobie operację plastyczną. Eren prychnął. Oczywiście, wszyscy zawsze czepiali się jego nosa, nawet on sam. Chociaż w sumie było to lepsze niż czepianie się o uszy.

A po kim je masz, to nie wiem, odezwało się sumienie, sunąc za jego myślami. Niemniej nie wyróżniasz się z nimi bardzo, bo teraz jest pełno dziwaków, co sobie robią szpiczaste uszy jak elfy. Może powinieneś przeprowadzić jakieś badania na ten temat.

Badania. Badania... Erenowi przypomniało się nagle, że przecież zabrał ze sobą do snu notatnik, gdzie zapisywał swoje spostrzeżenia. Podniósł się z trudem i rozejrzał dookoła, żeby znaleźć kapelusz piracki, który przywędrował tu wraz z nim ze snu. Pod nim leżał długopis, jednak nigdzie nie widział swojego notatnika. Przekopał stos porozwalanych po podłodze rzeczy, ale nie odnalazł zguby.

Pewnie ten strażnik ci go zabrał. Trzeba było być bardziej uważnym, a nie się wyżywać za swoje ciężkie życie, zauważyło złośliwie sumienie, a Eren jęknął. Był absolutnie pewien, że podpisał ów notatnik swoim imieniem i nazwiskiem. Tylko tego mu brakowało, żeby jakiś podejrzany gość dowiedział się, kim jest. Wiesz, w sumie ten gość miał twój portret, więc pewnie i tak wiedział, kim jesteś.

– Szlag by to wszystko trafił!

– Kretynie! – odezwał się głos zza drzwi, a chłopak podskoczył i sięgnął po leżącą obok siekierę, kiedy zdał sobie sprawę, że to był głos Sheii. – Noc jest do spania, wiesz? Więc ogarnij się i daj mi spać! Mordują cię tam czy co?

– Koszmar miałem – odpowiedział Eren, gramoląc się na nogi i modląc się, żeby siostra nie weszła do pokoju. Klamka drgnęła, ale drzwi były zamknięte. Dzięki niech będą bogom. – No i chyba jakiś chory jestem.

– Chory to ty na mózg jesteś – padła odpowiedź. – Nie wariuj tam, bo wyważę ci te drzwi. Daj spać normalnym ludziom! Kretyn.

I sobie poszła, tupiąc głośno, a Eren wymamrotał coś niemiłego pod nosem. Sheia narzekała na niego, a sama hałasowała niczym słoń. Tyle że żadne z nich nie mogło obudzić nikogo poza sobą nawzajem. Rodzice brali tak silne środki nasenne, że do rana byli nie do ruszenia. Nawet pożar by z pewnością przespali.

Przydałoby się tu posprzątać, narobiłeś niezłego bałaganu, zauważyło sumienie, a Eren tym razem nie zamierzał się sprzeczać. Gdyby ktoś rzeczywiście jakoś się dostał do środka, trudno by było wytłumaczyć mu siekierę, kilka pistoletów, rzeczy, które nie miały prawa działać, a jednak działały... szybko zgarnął to wszystko i wrzucił z powrotem do pudła, po czym przykrył warstwą starych ubrań, a karton wcisnął pod łóżko. To nie było sprzątanie.

– Oj, zamknij się już – prychnął Eren, podnosząc się i szybko łapiąc się łóżka, kiedy zakręciło mu się w głowie. – Głupie. Skoki. Czemu muszą mieć aż takie konsekwencje?

A kiedy tak skakałeś, jakoś nie przejmowałeś się owymi konsekwencjami, chociaż wiedziałeś, że będą, przypomniało mu wesoło sumienie. Zignorował je i doczłapał się do biurka, gdzie usiadł na fotelu. Wgapiając się w sufit, czekał, aż głowa choć trochę przestanie go boleć i będzie mógł normalnie myśleć.

Tak jakbyś kiedykolwiek umiał to robić.

Nikt cię nie prosił o zdanie. Jesteś jeszcze wstrętniejszy niż Sheia.

Jestem tobą, idioto.

Zamrugał kilka razy i włączył lampkę, żeby nie musieć siedzieć w tej ciemności, po czym uruchomił komputer. Jeśli dręczą cię jakieś pytania – sięgnij po internet. Nawet jak nie znajdziesz odpowiedzi, to z pewnością odciągnie on twoją uwagę od pytań. Wszystkie bzdurne wiadomości, idiotyczne kłótnie, brak możliwości stwierdzenia co jest prawdą a co nie – tak, to skutecznie odciągało uwagę.

Pewnie, zrób sobie z mózgu jeszcze większą papkę, odezwało się sumienie. Dziwne, że on jeszcze nie wyskoczył z twojej głowy, odmawiając ci posłuszeństwa.

Wtedy pewnie przestałbyś istnieć, odpowiedział mu w myślach Eren, co skutecznie uciszyło ten drugi głos w jego głowie. Zaśmiał się cicho pod nosem.

Wątpił, by znalazł cokolwiek ciekawego, ale i tak zaczął od wpisania hasła „Strażnik snu" w pasek przeglądarki. Niewiele to dało, więc dopisał imię, ale też niczego nie znalazł. Samym imieniem nie było czego szukać, z pewnością dużo było zwykłych Fenów na tym świecie. A ten cały strażnik nawet nie podał nazwiska, o ile w ogóle jakieś miał.

Wpisz „wędrowiec", zaproponowało wesoło sumienie. Ten gość mówił coś o wędrowcach. Takich co wędrują po snach. O tym gdzieś pewnie jest napisane. No i ta dziwna dziewczyna wcześniej też cię nazwała Wędrowcem.

Że Wędrowcy Senni? – zdziwił się Eren, z palcami zawieszonymi kilka milimetrów nad klawiaturą. W sumie... nie byłaby to głupia nazwa. Senny Wędrowiec Eren Kaleyre. Nawet nieźle to brzmi.

Nie, ty jesteś Skoczek. Bo skaczesz.

To brzmi gorzej.

Czyli w sam raz do ciebie pasuje, pasjonacie szachów. No, wpisz to wreszcie, nie będziesz chyba przez całą noc tak siedzieć i się wgapiać w monitor.

Potrząsnął głową i wpisał frazę. Pominął wszystkie reklamy książek fantastycznych, poradników sennych, jakieś interpretacje horoskopów i trafił na forum pełne nerdów, gdzie omawiali nie do końca naukowo różne kwestie. Zmieniali tematy tak szybko, że aż szok. Eren ominął całą nudną pogadankę o alternatywnych rzeczywistościach, innych wymiarach, gadaninę o czasie, aż w końcu znalazł powód, dla którego tam trafił.

Ej, ten nieskończony rysunek wygląda jak ten cały strażnik!

To mógłby być w sumie każdy, bo portret nie miał zbyt wielu szczegółów, ale Eren musiał przyznać swojemu sumieniu rację – owszem, portret wyglądał, jakby przedstawiał właśnie okropnego strażnika Fena. Z okularami przeciwsłonecznymi na nosie, ale bez idiotycznego stroju z przyszłości, który przyciągał wzrok z daleka.

– A narzekał na mnie – prychnął Eren, przypatrując się rysunkowi. Zmrużył nieco oczy i przekrzywił głowę. Im dłużej się wpatrywał, tym wyraźniej widział tego samego mężczyznę, którego spotkał we śnie. – Też mi kamuflaż. Sam nie umie się ukryć, strażnik do siedmiu boleści.

To sprzed jakichś piętnastu lat. Chłopak szybko spojrzał na datę, żeby przekonać się, że wewnętrzny głos znów miał rację. Zacisnął zęby ze złości, choć nie był pewien, o co właściwie się wściekał. Przyjrzał się jeszcze raz niedokończonemu portretowi. Strażnik nie wyglądał na nim na wiele młodszego. Ile on mógł mieć lat?

Pewnie coś koło trzydziestki, zdecydowało sumienie za niego. W każdym razie był starszy od ciebie. Bardziej doświadczony. Mądrzejszy. Chociaż nawet trzylatki są mądrzejsze niż ty.

Przewinął całe gdybanie i wyliczanie rachunku prawdopodobieństwa, rozważania, czy wejście do czyjegoś snu jest możliwe, a nawet jeśli, to jak to się odbywa, wygląda i tak dalej. Wszystko to wiedział, potrzebował jakichś informacji, choćby i przypuszczeń, na temat innych Wędrowców Sennych. Znalazło się kilku inteligentów, którzy opisywali swoje sny, w których jakoby pojawił się ktoś, kto nie powinien, ale wszystko było tak pomieszane, że nie dało się w tym połapać.

Tylko jeden opis był całkiem niezły i trochę niepokojący. Jakby jego autor spisywał wszystkie zdobyte skrawki informacji i łączył je w całości. Ile lat ktoś taki musiał badać podobne zjawiska?

„Wyglądają różnie, zwyczajnie, jak zwykli ludzie, ale zawsze wyróżniają ich trzy cechy" – pisał ktoś o podejrzanie brzmiącym nicku Nikt. – „Szpiczaste uszy to zawsze pierwszy znak. Jednak w tych czasach tak wiele ludzi poddaje się operacjom plastycznym, że trudno dowiedzieć się u kogo takie uszy byłyby cechą genetyczną".

Eren odruchowo sięgnął do swoich uszu i pomacał szpiczastą końcówkę. No tak, u niego to było całkowicie normalne, nigdy nie poprawiał sobie uszu. Może dobrze byłoby to zrobić i dać im bardziej naturalny kształt. Tak samo, jak zmniejszyć ten beznadziejny nos, ale jakoś nie chciał, żeby ktoś majstrował przy jego twarzy ze skalpelem. Nie, to był zły pomysł.

„Zawsze mają też tatuaże. Nie jakieś kolorowe rysunki orłów, wilków, imiona dziewczyn/chłopaków czy inne tego typu bzdury. Zawsze są to czarne wzory, na pierwszy rzut oka ułożone bez ładu i składu, jednak gdy się przyjrzeć bliżej, mają swój sens".

Eren pociągnął za kołnierz swojej piżamy, mimo że ten był tak szeroki, iż nie mógł sprawiać żadnych problemów z oddychaniem. Podwinął rękaw i spojrzał na te same wzory, które kiedyś sobie wytatuował. Nie sam oczywiście, ale odpowiadał za położenie każdej kreski. Tym czarnym tuszem zamalował dokładnie takie same znaki na skórze, które pojawiły mu się znikąd. Tyle że nikt wtedy ich poza nim nie widział, co było dziwne. Cóż, teraz mogli zobaczyć je wszyscy, bez wyjątku.

Tu wcale nie ma żadnej trzeciej cechy, poskarżyło się sumienie, kiedy chłopak znów podniósł wzrok na monitor. Głupek, napisał, że są trzy cechy, a podał tylko dwie. To niemiłe. Według tego opisu mógłbyś podejrzewać co piątą spotkaną osobę o bycie podobnym do ciebie. Bez-na-dzie-ja. Czekaj, co ty robisz?

– E... przewijam dalej forum – odpowiedział Eren – Wiesz, wystarczy wcisnąć tę małą strzałeczkę, a ten pasek z boku zacznie się przesuwać i wtedy...

To nie ja tu jestem idiotą, tylko ty. Wiem, jak to działa, bo jestem tobą, baranie.

– Co oznacza, że ty też jesteś idiotą, skoro ja nim jestem.

Jestem tylko częścią idioty. Na całe szczęście. Sam nie jestem idiotą, ty nim jesteś. Jedyna nieidiotyczna część ciebie to ja, zrozumiałeś?

– Wyjaśnij to jeszcze raz. – Eren uśmiechnął się złośliwie, a w jego głowie rozległo się złośliwe warczenie. – Rany, zadaję się z kujonami, ale nawet ja nie rozumiem wszystkiego, co oni tutaj popisali. To jakieś naukowe brednie. I te obliczenia... po co komu takie obliczenia?

Kiedyś dzięki nim ludzie będą mogli robić to, co ty robisz obecnie – czyli łazić po cudzych umysłach i mieszać im w snach. Niekoniecznie wyciągać przedmioty ze snów. Ale najpierw chyba muszą się zorientować, jak się śni świadomie.

– Jedna na milion osób pewnie umie śnić świadomie – prychnął chłopak, odchylając się w fotelu i odsuwając się od biurka. – Jednak to wcale nie oznacza, że ich sny są lepsze. Z jednej strony zyskujesz wtedy wpływ na to, o czym będziesz śnić i możesz zaprojektować wszystko, co wymyślisz. Tyle że osoby śniące świadomie zwykle nie są tymi najkreatywniejszymi, w wyniku czego ich zwykłe sny byłby wiele ciekawsze niż świadome. W zwykłych to mózg i świat snów sugerują, co powinno się w nich znaleźć. W świadomych wypiera się całkowicie tę drugą stronę i ogranicza przy tym swój umysł do bardziej logicznych rozwiązań.

Niby nie jesteś takim wielkim kujonem, a jednak gadasz naukowym językiem, który ma tyle sensu, co przepłynięcie ogromnym statkiem kałuży.

– To porównanie jest beznadziejne. Poza tym, czego nie rozumiesz? Świadomość w śnieniu obiera snom niemal całą fantazję i nie-logikę, która powinna je cechować. Bo ci, którzy śnią świadomie, najczęściej nastawieni są bardziej na naukę niż wyobraźnię.

Oczywiście spotkałeś wiele takich osób, że możesz bez problemu to powiedzieć. Nie odpowiadaj, to był sarkazm! Dobrze wiem, że natknąłeś się tylko na jednego głupiego studenta prawa, który potrafił śnić świadomie. Pewnie do tej pory pluje sobie w brodę, że nie zdążył cię o nic oskarżyć.

– Studentów prawa raczej powinno się ignorować, zwłaszcza że ostatnio są zadziwiająco wszędzie – zauważył Eren. – Jak nie powie taki komuś, że studiuje prawo, to chyba głowa mu wybuchnie, od trzymania w niej tejże informacji. Chociaż pewnie fajnie byłoby to zobaczyć. I krew na wszystkich wokół!

Sheia ma rację, jesteś chory na mózg, skoro bawią cię takie rzeczy, zamiast obrzydzać. Nie mogę uwierzyć, że ze wszystkich ludzi na tym wielkim świecie trafiłeś mi się akurat ty. Błe.

– Takie życie. Znaczy, zawsze pewnie mógłbyś sobie iść, ale że jesteś moim chorym wytworem wyobraźni, to raczej się tak nie stanie. Myślisz, że powinniśmy położyć się spać czy siedzieć do rana przed kompem, żeby później i tak za dnia iść spać?

Obaj dobrze wiemy, a raczej ty wiesz podwójnie, że i tak wybierzesz spanie. Bo teraz nie ma możliwości, żebyś wpadł na ulicę, skoro naskakałeś się po snach. Zwyczajnie będziesz się tarzał wśród ciemności, żeby mieć jako takie siły na następny dzień, w którym znów będziesz robił coś bzdurnego.

– Bingo – rzucił wesoło Eren, podnosząc się z fotela i znów świat zawirował mu przed oczami. Rzucił się na swoje łóżko, zupełnie nie przejmując się wygodą i zwyczajnie zasnął, bez snów. Własnych czy cudzych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz